Dotychczas prezentowałam Wam blogi pisane z indywidualnej perspektywy, z którą mogliście się utożsamić, zaczerpnąć. Zwykle były to jednostkowe refleksje i historie. W czasie poszukiwań znalazłam jednak coś o wiele bardziej wszechstronnego – Siostra Ania to portal dedykowany rodzicom, którzy znajdą tam wszelkiej maści porady ciążowo-rodzicielsko-dziecięce. A blog jest integralną jego częścią. Wiedzę merytoryczną uzupełnia… doświadczenie innych matek, blogerek, „sióstr w macierzyństwie”. Co to oznacza? Że możesz tam znaleźć porady dotyczące modnego wyglądu dziecka. Ale i opowieść o tym, jak spektakularnie ubrudziło swój outfit i nażarło się piachu. Czyli wiedza i samo życie, serwowane z niezbędnym dystansem.Siostra Ania liczy już sobie kilka lat. Kto wpadł na pomysł stworzenia strony i jakie wyznaczył jej cele? Cele ewoluowały jakoś na przestrzeni czasu?
Siostra Ania powstała w roku 2011 przy pomocy unijnych funduszy, bowiem na tamten czas było to przedsięwzięcie dość kosztochłonne. WordPress nie był jeszcze tak popularny jak dziś, a ja wymyśliłam sobie kilka sekcji, do których kod html trzeba było pisać ręcznie. Poza tym, wymyśliłam sobie również, że treści tam przedstawione będą rzetelne, fachowe i dobrze… napisane po polsku, co być może dość dziwnie brzmi, ale chodziło mi o stworzenie miejsca wiarygodnego, pod każdym względem – tym samym trzeba było stworzyć Redakcję złożoną z Redaktorek, dziennikarek z pasją i zacięciem. „Wymyśliłam sobie”, bo portal wymyśliłam sama, będąc w ciąży z drugim synem (teraz ma ponad 4 lata).
Już w czasie pierwszej ciąży, 3 lata wcześniej, zmęczyły mnie treści na popularnych portalach, za którymi stoją albo wielkie wydawnictwa, agencje marketingowe albo koncerny, gdzie w zasadzie wszystko się powtarzało. Nie było w tych treściach „ducha”, a jedynie suche fakty, nie zawsze z resztą do końca zgodne z prawdą. Nawet treści eksperckie często zawierały pomyłki, nie do końca wyjaśnione zwroty, dla kobiety w ciąży tak przecież istotne. Chciałam więc stworzyć miejsce przyjazne, rodzinne, rzetelne – taką społeczność kobiet w ciąży i mam małych dzieci. To dlatego piszemy przede wszystkim o ciąży, porodzie, połogu i pierwszym roku życia dziecka, kiedy wszystko dzieje się pierwszy raz i nie wchodzimy na tematy dzieci starszych – chcemy być specjalistkami w tych dziedzinach. Ostatnio jednak wpadłam na pomysł rozszerzenia Siostry o cały dział „kobieta”, by dziewczyny po urodzeniu dzieci nie zapomniały o swojej kobiecości, nie tylko tej zewnętrznej. Pracujemy więc już nad nową częścią, gdzie oprócz porad urodowych i modowych będziemy pisać o lifestylu, rozwoju osobistym i duchowym, diecie, zdrowej kuchni, spełnianiu marzeń i wszystkich innych, po prostu kobiecych, sprawach.Z moich doświadczeń wynika, że matki rzadko są otwarte na siebie nawzajem i życzliwe – lubią się oceniać wzajemnie, komentować cudze wybory, gloryfikować własne… Ekipa Siostry Ani się z tym zgadza czy nie?
Posłużę się porównaniem do grup zawodowych – spotkałam się wielokrotnie z tym, że na przykład bankowcy, szefowie kuchni czy fryzjerzy też tak robią i to zjawisko zachodzi, kiedy w dużej grupie ludzi o podobnym profilu „działalności” chce się zaistnieć, zabłysnąć, pokazać swoje dobre strony. Mamy niestety zapominają, że „każda mama jest najlepszą mamą… dla swojego dziecka” i może taka postawa wynika z tego, że wiele z nich na ten czas rezygnuje ze wspaniałych karier! Przez ten czas, kiedy są z dziećmi w domu, koncentrują się na nich i trochę „wykorzystują” ich osiągnięcia, by podbudować swoją samoocenę, by pokazać światu wspaniałość swojego macierzyństwa zapominając, że dla każdej z nas jest ono wyjątkowe, jedyne, najlepsze i najcudowniejsze. Zaskakujący jest fakt, że statystycznie dzieje się tak tylko… po urodzeniu pierwszego dziecka i przechodzi samoistnie, kiedy staje się starsze, gdy dziewczyny wracają do obowiązków zawodowych.
Tak naprawdę mamy nie wiedzą jak podbudować swoją samoocenę inaczej, nie zdają sobie sprawy, że nie muszą tego robić. Ale ciężko im się w nowej sytuacji odnaleźć, dlatego że statystycznie to wciąż kobiety zostają po porodzie z dzieckiem w domu. Chcemy je nauczyć radzić sobie z tym poprzez edukację: jak dbać o siebie duchowo, jak znaleźć sobie zajęcie (i jakie) podczas urlopu macierzyńskiego, jak obudzić własną kreatywność czy uczyć się nowych rzeczy, rozwijać się. Naszą główną w tym ideą jest właśnie przytoczone wyżej zdanie, że „każda mama jest najlepszą mamą… dla swojego dziecka a każde dziecko jest inne” i dlatego budujemy miejsce życzliwe, ciepłe, rodzinne. Sama nazwa portalu, Siostra Ania, ma oznaczać społeczność „sióstr w macierzyństwie” czyli bardzo bliskich sobie kobiet, które wspólnie przeżywają okres ciąży i pierwszego roku życia dziecka, dzieląc się radami i sposobami na radzenie sobie z różnymi sytuacjami, a nie dzieląc się złymi emocjami spowodowanymi ocenianiem, brakiem życzliwości czy zazdrością.Kto tworzy społeczność Siostry Ani, poza redakcją? To stała grupa, czy rotacyjna? Do kogo piszecie i po co?
Współpracujemy z wieloma ekspertami, z niektórymi na stałe, z innymi czasowo. Od lat towarzyszy nam Dr Dariusz Kowalczyk, specjalista ginekologii i położnictwa, a prawdę mówiąc mój osobisty lekarz, do którego mam 100% zaufania, bo uratował mi życie i sprowadził na świat dwoje moich dzieci. Mamy zaprzyjaźnione grono położnych, z którymi jesteśmy w stałym kontakcie i konsultujemy na bieżąco nawet odpowiedzi na niektóre wiadomości otrzymane przez FB. W sprawach diety, zarówno podczas ciąży, połogu, karmienia piersią oraz zrzucania zbędnych kilogramów towarzyszy nam wspaniała dietetyk kliniczna mgr Iwona Wierzbicka z ajwen.pl. A samą społeczność tworzymy my – mamy i dziewczyny, które zaraz nimi będą lub planują być. To oczywiście grupa rotacyjna, odnawialna, która pojawia się, a potem odchodzi i w jej miejsce przychodzi następna.Dostrzegam pewien paradoks, z jednej strony kobiety są wobec siebie niesamowicie wymagające, wytykają swoje błędy, a z drugiej – wiedzą, że potrzebują wsparcia takich jak one, upewnienia się, że każdy ma kryzysy, popełnia błędy, podwija rękaw koszuli na której 3 dzień z rzędu jest plama… Dlaczego? Dlaczego wkraczając do świata matek, tak trudno o wsparcie?
Moje osobiste zdanie jest takie, że wynika to trochę z kompleksów i … bezradności. Macierzyństwo, zwłaszcza to pierwsze, jest zawsze dla każdej z nas zaskoczeniem. Nie jakimś – w sensie pozytywnym czy negatywnym, ale czymś zupełnie nowym, czego nie znamy, przecież zostajemy mamami! Przy kolejnym dziecku już nimi jesteśmy, mamą zostaje się tak naprawdę raz dlatego ma to tak ogromny wpływ na naszą psychikę.
To tak jakbyś, nigdy się go nie ucząc, miała nagle zacząć próbować mówić po francusku – przecież to logiczne, że „połamiesz język”. Jesteśmy więc bezradne bo nie wiemy. Po prostu, nie wiemy. Robimy się więc złe na siebie, bo niby inne wiedzą. Więc narastają kompleksy i zamykamy się w sobie.
Zupełnie niepotrzebnie próbujemy dogonić inne mamy w wyglądzie, „ogarnianiu” całej rodziny i domu, sukcesach dzieci. Przecież każda z nas jest inna, ale wspaniała, to czyni nas wyjątkowymi. Jedne sobie radzą ze wszystkim, mają zadbane dzieci, które mówią pełnymi zdaniami w wieku półtora roku, zawsze ugotowany obiad i rozmiar 36 trzy miesiące po porodzie. Inne mamy ledwo dają radę wyjść na spacer z psem kiedy dziecko ma jedną z czterech piętnastominutowych drzemek w ciągu dnia, obiad zamawiają przez telefon i nie idą do kosmetyczki przez kolejne dwa lata. Ale o czym to świadczy? Absolutnie o niczym! Być może tylko o tym, że jesteśmy po prostu od siebie różne. Jedne mają wsparcie babci, mamy lub siostry, inne muszą polegać tylko na sobie lub mężu. Każda z nas ma inny metabolizm i inną cerę, inne potrzeby, inny budżet. Niektóre będą szczęśliwe będąc tylko przy dziecku, inne muszą wrócić do pracy czy wyjść do ludzi, by nie stracić siebie. Czy to źle? Przecież wszystkie tak samo kochamy nasze dzieci, tak samo chcemy dla nich jak najlepiej, tak samo się staramy. Powinnyśmy szanować siebie wzajemnie i rozumieć pojęcie czasu – w tym kontekście, że każda z nas ma inny czas na dojście do przysłowiowej „mety” – cokolwiek nią jest: pierwszy ząb naszego dziecka, pierwsze słowo, – 10 kg (naszych :P) czy koniec karmienia piersią. Do naszej własnej mety, bo to nie Olimpiada i nie ma tu współzawodnictwa.Co sądzisz na temat całkowitego oddawania się rodzinie? Rezygnacji z pracy, organizacji życia bliskim? To wybór kobiety, który należy szanować, czy z perspektywy mam z nieco większym stażem, rekomendujecie jednak, żeby mamy się nie zatraciły w całości? Ja miałam tak, że ponad rok żyłam dzieckiem i świata poza nie widziałam, a potem tęsknota za sobą samą zaczynała doskwierać. Bywa jednak, że kobieta, która zostaje matką, definiuje się tylko i wyłącznie przez pryzmat tej roli?
Zdaje się, że jesteś idealnym przykładem statystycznej czytelniczki Siostry Ani J. Rok z dzieckiem, kiedy robi wszystko po raz pierwszy i powrót po tym czasie do pracy, by znowu poczuć się sobą. Dlatego między innymi dla Ciebie tworzymy nowy dział „kobieta”. Chcemy, żebyś z nami została, na kawę, pogadać o wszystkim. O dzieciach również! Ale bardziej z perspektywy Twoich emocji i przeżyć niż samych kroków milowych w rozwoju dziecka. Bo macierzyństwo nas zmienia i określa, ale nie zabiera nam naszej kobiecości.
A jeśli chodzi o oddawanie się rodzinie – osobiście jestem za wolnością, przede wszystkim wyboru, bo każda z nas ma prawo wyboru i decyzji jak postępować po narodzinach dziecka. Każdy sposób jest dobry. Dla mnie wspaniałą mamą jest i ta, która zostaje z dzieckiem kilka lat w domu i ta, która wraca po kilku miesiącach do pracy, chociażby właśnie po to, by nie tęsknić za samą sobą. Trzeba jednak wykazać trochę pokory wobec siebie, nowego członka rodziny i życia by zdać sobie sprawę, co jest dla nas dobre, bo często zdarza się, że mamy zostają w domu niejako „z automatu” i po kilkunastu miesiącach okazuje się, że są bardzo daleko od siebie samych. Bywa też, że wracają z radością do pracy, a po kilku tygodniach idą jednak na urlop wychowawczy. Dajmy więc sobie czas na zastanowienie, nie spieszmy się nigdzie po urodzeniu dziecka. I z niczym.
Opowiem Ci moją historię, tak po krótce: mamą zostałam mając 32 lata, po kilku latach starań i kilku poronieniach. Mój mąż miał wtedy 42. Tak długo czekałam na macierzyństwo, że zostałam z synem w domu ponad dwa lata by się nimi nacieszyć – macierzyństwem i synem. Karmiłam go długo piersią, bo miał uczulenie na białko mleka krowiego ale też dla siebie, potrzebowałam być cały czas potrzebna, zwłaszcza po śmierci mojej mamy, która odeszła gdy Wiktor miał rok. To były dwa cudowne lata, choć bywały momenty, kiedy się zastanawiałam, czy potrzebuję czegoś więcej. Potem okazało się, że jestem w drugiej ciąży. W jej czasie stworzyłam Siostrę Anię, na drugi dzień po porodzie pracowałam już w domu. W wieku 4 miesięcy zostawiłam Leona z najcudowniejszą na świecie nianią, która do dziś jest naszą najbliższą ciocią. I co? I nic. Nie jestem w stanie przyznać, które rozwiązanie były tak naprawdę lepsze czy gorsze, choć mam to szczęście, że mogłam spróbować obu. Nie wybrałabym żadnego jako jedynego właściwego. Oba miały swój właściwy czas.
Moim zdaniem okres po urodzeniu dziecka jest w jakiś sposób „święty”, ale jak długi jest ten okres to oczywiście zależy od nas, mam. Bezwzględnie 6 tygodni, okres połogu, ale później – 5 miesięcy, czy 2 lata? Musimy zajrzeć w głąb siebie, zadać sobie bardzo osobiste pytania i wykonać pracę by dowiedzieć się, czego potrzebujemy. Ale nie spieszmy się z tym. Macierzyństwo to nie wyścig. Bywa, że kobiety definiują się tylko i wyłącznie przez jego pryzmat i pozwólmy im na to. Bywa też zupełnie odwrotnie. Czy to w jakiś sposób wpływa na moc ich miłości do dzieci? Nie sądzę.Jak zarekomendowałabyś siostrę Anię potencjalnym czytelniczkom?
Codziennie staramy się, by Siostra Ania była miejscem wyjątkowym, rzetelnym i przyjaznym. Dbamy o jakość i merytoryczny aspekt treści. Ale oprócz tego, Siostra Ania to nasz, mój i Redaktorek, drugi dom – nasz wspólny. Nie będę więc rekomendować najbardziej popularnych tematów lub treści, z których jesteśmy najbardziej dumne. To tak jakbym zapraszała Cię na kawę, bo mam fajne filiżanki. Po prostu przyjdź na kawę, będzie najlepsza na świecie, bo przygotowana z sercem, choć być może w kubku z obitym uchem!Wasza strona wydaje się być dedykowana przede wszystkim matkom. A nowoczesne kobiety usilnie starają się postawić znak równości między macierzyństwem, a ojcostwem, wymagać od obu stron tak samo i doceniać wzajemną pracę. Strona sprawia jednak wrażenie „klubu tylko dla mam, które mają ciężej, rozumieją więcej i bardziej” – to jak to jest z tym rodzicielstwem? To bardziej babska sprawa, czy uniwersalna? Czytają Was tatusiowie?
Oczywiście, że czytają! Ale nie ukrywam, że Siostra Ania to miejsce dla kobiet, choć wcale nie dlatego że mamy ciężej, rozumiemy więcej i bardziej. Po prostu rozumiemy inaczej. Tworzymy coś w rodzaju zaufanego kręgu kobiecości, gdzie wzajemnie się wspieramy, pomagamy sobie, mówimy o sprawach intymnych, które wymagają czasu na podzielenie się z partnerem. Tak było za naszych praprapra dziadków i nie widzę powodu, by nie kultywować takich tradycji również teraz, zwłaszcza że ciągle zalewa nas fala czegoś nowego, ultranowoczesnego.
Rodzicielstwo to uniwersalna sprawa, ale chyba nie jest tajemnicą że w ramach niego funkcjonują macierzyństwo i tacierzyństwo – każda ze stron ma prawo odmiennie odbierać, realizować i rozumieć fakt zostania rodzicem. Ciąża fizycznie przebiega w ciele kobiety, dlatego piszemy głównie dla kobiet i o kobietach, pomagamy im zrozumieć emocje, zjawiska, procesy i wydarzenia zachodzące w umyśle, ciele i mózgu. Czasem to trudno wytłumaczyć facetowi. Wiesz, jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego, więc nie będziemy pisać o sprawach, których nie znamy, a nie znamy psychiki mężczyzn, bo jesteśmy kobietami. Męskie podejście do rodzicielstwa świetnie opisuje kilku tatusiów piszących blogi w tej tematyce, jak choćby Kamil z blogojciec.pl. My robimy swoje.Potencjalne mamy dostają od świata masę sprzecznych komunikatów – jedni mówią, że już czas i na nie, bo zegar biologiczny tyka, większość znanych im mam albo narzeka na niewsypanie i trudy rodzicielskie albo… zaczyna komunikować się jakimś bełkotliwym językiem, w którym nie ma miejsca na „ja”, jest tylko na „ja i mój dzidziuś”. Gdyby Michel Obama nawaliła i to Ty miałabyś powiedzieć coś na forum tym wszystkim kobietom, które patrzą na Ciebie, to co by to było? Ostrzeżenie, uspokojenie, żart, a może kopnięcie w tyłek?
Ale ostrzeżenie przed czym? Przed największą i najbardziej nieprzewidywalną przygodą w życiu? Nigdy. J Ale kopniaka chętnie bym dała – by częściej chodzić z dzieckiem na spacery, pokazywać mu świat, więcej czytać, bzyczeć pól dnia jak pszczoła, bawić się w teatrzyk zamiast puszczać bajki w tv, malować po ścianach, spontanicznie odwiedzić niewidzianą od lat przyjaciółkę, wspólnie gotować, słuchać muzyki, chować się w szafie, szukać Alicji w Krainie Czarów lub Małego Księcia, ruszyć z małym nawet dzieckiem w podróż, po prostu żyć. Spełniać swoje marzenia razem z nowym obywatelem, bo to nie jest żadna przeszkoda. Wręcz przeciwnie – buduje wyjątkową więź i niezapomniane wspomnienia. A drugi kopniak – by nigdy nie zapominać o sobie. Nie bez powodu mówi się, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko – tak po prostu jest. Nie musimy i nie powinnyśmy rezygnować z siebie na rzecz bycia Mamą, oba stanowiska w firmie zwanej Rodzina można doskonale połączyć, choć nie ma na to jednego, idealnego rozwiązania. Każda z nas robi to inaczej i ma do tego prawo, bądźmy więc wyrozumiałe, wspierające, motywujące bo to wszystko do nas wróci. Magda Wołąsewicz – manager z dyplomem MBA, doświadczona w bankowości i instytucjach finansowych, były dyrektor handlowy oraz trener. Wulkan energii, kopalnia pomysłów, kobieta przedsiębiorcza.Finalistka Konkursu Kobieta Biznesu 2012 organizowanego przez bankier.pl oraz Ambasadorka Przedsiębiorczości Kobiet 2013. Matka dwóch szalonych chłopców: Pierwszego i Drugiego, których zabawy ZAWSZE kończą się generalnym sprzątaniem włącznie z myciem okien. Pasjonatka zdrowego żywienia, zwłaszcza dzieci, dlatego uwielbia spędzać z nimi czas w kuchni. Codziennie usiłuje pogodzić macierzyństwo z aktywnością zawodową, którą co niektórzy próbują szumnie nazywać „karierą”.
Napisz komentarz