Narracja o rodzicielstwie wybrzmiewa szczególnie pięknie, kiedy tworzy ją tata. Mężczyźni rzadko potrafią ubrać w słowa swoją miłosć do dziecka i ująć trafnie przemianę, jaka zachodzi w nich, kiedy ono przychodzi na świat. Dziś pragnę Wam przedstawić człowieka, który dokonuje tej niesamowitej sztuki w sposób doskonały i… bez pomocy słów. Grzegorz Stykowski z bloga lifenotes.pl (najlepszy Blog Roku 2013 w kat. Twórczość Artystyczna) opowiada najpiękniej historie o miłości zdjęciami i udowadnia, że największą sztuką jest miłość. Zapraszam do lektury!Pamiętam, kiedy próbowałeś nakierować moje myślenie o rodzicielstwie zanim sama urodziłam. Wtedy przerażenie sprawiało, że Twoje słowa brzmiały dla mnie jak w obcym języku. Dziś ich sens układa się w całość. Skąd wiedziałeś to wszystko?! Skąd u Ciebie tak świadomie przeżywane rodzicielstwo? To przedłużenie wrodzonej wrażliwości, czy po prostu zasługa przyjścia na świat Niny?
Długo czekałem na dziecko. Miałem czas, aby dojrzeć. W pewnym momencie życia zdałem sobie sprawę, że wiele spraw przecieka mi przez palce i że tracę z życia ogromnie dużo. Gdy poznałem Annę, postanowiłem to zmienić i nadać uważności właściwe miejsce w moim przeżywaniu życia. Choć nadal wiele ucieka mi gdzieś na boku, to staram się przeżywać wszystko w pełni. Narodziny dziecka od zawsze uznawałem za najważniejsze wydarzenie w życiu mężczyzny. Jego wychowanie, za najważniejsze zadanie na resztę życia. Tak więc moje bycie ojcem to po części wynik wieku i pewnej auto przemiany, a po części też wrodzonej wrażliwości.Z każdej Twojej fotografii, tekstu, a nawet postu, bije ogromna miłość do żony i córki, a także mądrość i pokora. Nie czujesz się trochę aż zanadto ckliwy i niepasujący do czasów,w których ludzie żyją szybko,po macoszemu i unikają głębszych relacji i odpowiedzialności? Jesteś emocjonalnym dinozaurem? 😉
Trafiłaś. Ostatnio nie nadążam za światem i zauważam, jak wiele z tego, co dziś na świecie staje się istotne, nie jest moim udziałem. Nie uważam jednak tego za swoją porażkę. Wysokie tempo życia nikomu nie służy. Ja lubię spokój i skupienie. Lubię przeżywać mniej, ale głębiej. Ten życiowy „fast food” uważam za destrukcyjny dla relacji międzyludzkich i poziomu życia współczesnego człowieka. W takim pojmowaniu świata jestem dinozaurem.Stawiam na jakość a nie ilość. Uważam też, że trwałe i głębokie relacje warte są poświęcenia. Uważam, że w dzisiejszych czasach sztuką jest z czegoś zrezygnować, niż doświadczyć jak najwięcej. Musimy nauczyć się odpuszczać, aby zyskać. Im mniej tym więcej, bo głębiej, mocniej, świadomiej, bliżej. To, co najtrwalsze w życiu musi mieć solidny fundament. A budowa fundamentów zajmuje dużo czasu. Skupiam się na kilku ważnych sprawach i im poświęcam z życia jak najwięcej.Jak wyobrażałeś sobie swoje rodzicielstwo i jak zweryfikowała tą wizję Ninka?
Starałem się nie wyobrażać sobie zbyt wiele, raczej wcale. Chciałem doświadczać i uniknąć rozczarowań. Akceptuję to, co mi dane i tym się cieszę. Doceniam to, co mam i jestem z tego zadowolony. Nie miałem wizji rodzicielstwa. Jedyne, czego pragnąłem to być obecny w życiu dziecka, zbudować z nim szczere i prawdziwe głębokie relacje, które pozwolą nam na prowadzenie rozmowy w każdych okolicznościach, w każdym czasie. Staram się to budować co dnia. Nadejście Niny nie zweryfikowało niczego. Jedyne czym mnie zaskoczyła, to poziomem swojej aktywności. Zmieniła mnie samego, z czego bardzo się cieszę. Przyjmuje wszystko z pokorą i podziękowaniem. Nie narzekam. Przeżywam.Wielu blogerów robi zdjęcia dzieciom. Dzieci jednak z czasem gubią swoją spontaniczność i przeistaczają się w profesjonalnie pozujących modeli, niejako w produkt prezentowany przez rodziców. Twoje dziecko poznajemy oczami taty, widac na nich prawdziwe emocje, spontaniczne sytuacje, jak Ci się udaje to uchwycić?
Po prostu wierzę w siłę prawdy. Zawsze tego w zdjęciach szukałem i to staram się robić. Nawet najpiękniejsze zdjęcia zaplanowane, wystylizowane nie robią na mnie wrażenia. Kocham prawdziwe życie, bo w nim widzę wartość i szansę na zmianę siebie na lepsze. Tylko na podstawie prawdziwych doświadczeń mogę dostrzec drugiego człowieka. Fotografuję więc prawdę, bo uważam ją za najważniejsze narzędzie do zrozumienia tajemnicy człowieka. Poprzez dokument na zdjęciach urzeczywistniam naturę nietrwałości. A to uwalnia od cierpienia. A co do blogerów i wystylizowanych dzieci, to nie pochwalam tego ani nie potępiam. Każdy ma prawo żyć po swojemu. Szanuję to. Z pewnością więcej po latach dadzą nam zdjęcia z naszych wakacji na wsi niż sesja w studio w pełnym makijażu.Co daje fotografowanie ojcostwa i dzielenie się nim na blogu? Uwrażliwia i pozwala oddać się refleksji, na którą często ludziom brakuje czasu? Opowiedz mi!
Mogę wypowiedzieć się, co daje to mi osobiście. Robię to, aby uchronić wspomnienia od zapomnienia. Aby móc przywołać je w trudnych chwilach i zrozumieć więcej. Aby poczuć na powrót dobre emocje i z nich czerpać. Fotografia potrafi zmieniać człowieka. Odmieniać go, czynić lepszym, uczyć i naprawiać. Pomaga mu się opamiętać gdy się zagubi. Moje fotografie pozwalają mi docenić piękno życia, wzbudzić w sobie wrażliwość, a także wspomóc w pielęgnowaniu Miłości. Praca ze zdjęciami to też lekcja cierpliwości. Poświęcam temu bardzo dużo czasu. Dopieszczam je bo wiem, że będą żyły długo i świadczyły o mnie. Fotografowanie to autoterapia.Nie lukrujesz, że rodzina to tylko bezbrzeżna miłość. Wpuściłeś ludzi do swojego świata także w sytuacji dramatu, jakim jest choroba dziecka. Długo wyczekiwane, wymarzone dziecko zachorowało na nieuleczalną chorobę i w ekspresowym tempie, całą rodziną, musieliście stawić czoło demonowi cukrzycy. Dlaczego postanowiłes o tym pisać?
Znów wracamy do kwestii prawdy. Założeniem bloga było mówienie prawdy, a ona nie zawsze jest piękna i koronkowa. Życie doświadcza nas każdego dnia. To ważne, by pokazywać innym, jak radzimy sobie z tym, co na nas spada. Poprzez takie podejście pomagam innym w podobnej sytuacji. Gdy opublikowałem pierwsze zdjęcia ze szpitala, ludzie dziękowali mi za odwagę i za to, że pomogłem im bo poczuli, że nie są sami w tej chorobie, że inni też cierpią i że tak samo jak oni płaczą i okazują słabość, bezsilność, popadają w depresję. Pokazując chorobę pokazałem też siebie w sytuacji skrajnej. Pokazałem, że jestem zwykłym niedoskonałym człowiekiem, który płacze jak każdy inny.Oswoiliście już demona choroby? Jak radzicie sobie na co dzień? Co jest najtrudniejsze? Co pozwala Wam się nie załamać?
Poznajemy chorobę i jej moc. To straszna, nieuleczalna i potwornie obciążająca psychikę choroba. Nie da się jej oswoić. Ludzie po 10 latach nie są w stanie jej zrozumieć. Dlatego jest tak trudna do leczenia. Nasze życie zmieniło się bezpowrotnie. Straciliśmy spokój i normalny rytm dnia. Nic nie jest już takie samo i nie będzie. Życie podporządkowane jest cukrom Ninki i tak będzie przez najbliższe lata. Najtrudniejsza jest nieprzewidywalność i niebezpieczeństwo jakie niesie. Jednego dnia mamy stabilne poziomy a następnego wszystko się rozlatuje i walczymy z zagrożeniem raz hipoglikemią a raz hiperglikemią. Ta choroba wykańcza związki, doprowadza do depresji. Zmusza rodziców do ciągłej kontroli w celu uniknięcia najgorszego. Nie śpi się po nocach walcząc z zagrożeniami, sprzętem, wkłuciami, insuliną. To niesamowicie trudne. Najgorszy jest strach przed zaburzeniami wchłaniania. Infekcja jelitowa z wymiotami zazwyczaj kończy się w szpitalu i dożylnym podawaniu insuliny i glukozy. To spędza sen z powiek rodzicom. Modlimy się o to, aby uniknąć jelitówki. Ta choroba to też wielki test dla związku. W cukrzycy, gdzie choruje małe dziecko, rodzina musi stać się jednym organizmem. Każdy musi wiedzieć wszystko i każdy musi dbać o każdego, bo nikt nas w domu nie zastąpi przy dziecku. W tej chorobie nie można pozostawić małego pod opieką nieprzeszkolonej osoby. To obciąża rodzinę strasznie. Tylko będąc razem możemy funkcjonować i walczyć.Czy te trudne doświadczenia zmieniły coś w Twoim postrzeganiu rodzicielstwa, w sposobie przeżywania go? I co zmieniło się w waszej rodzinie?
Tak. Teraz doceniam jeszcze bardziej życie. Zawsze pisałem o tym na blogu. Cieszmy się tym co dziś, bo jutro może być inaczej. Jutro może już nie być naszego super spokojnego życia. I tak się stało. Spokój odszedł i nie wróci. Teraz jesteśmy jeszcze bliżej siebie jako rodzice. Musimy wspierać się i starać wybaczać więcej, rozumieć więcej, kochać bardziej i wybaczać częściej. Moje rodzicielstwo weszło na inny poziom. Gdy wcześniej byłem bardzo aktywny i obecny, teraz muszę być obecny jeszcze bardziej. Choroba jest straszna i moje dziecko ma tylko mnie i żonę. Musimy dbać nie tylko o nią, ale i o siebie. Musimy myśleć o tym, aby pilnować swojego bezpieczeństwa. Sprzedałem skuter, patrzę na ulicy dookoła głowy. Przewiduję zagrożenia, które mogłyby mnie osłabić. Muszę być do dyspozycji dziecka non stop i muszę być sprawny stąd moja troska o siebie abym mógł pomagać jej.Trudne doświadczenia moga mieć dwojakie skutki. Rozwalić wszystko, zniszczyć kruche fundamenty rodziny albo… umocnić i scementować miłość między bliskimi…
Jak na razie trzymamy się mocno. Tego byłem pewien, bo pewien byłem zawsze moich uczuć do żony, miałem do niej zawsze pełne zaufanie i to samo otrzymywałem od niej. Jesteśmy w tym razem i razem z tym walczymy. Choroba nas wzmacnia. Miłość jest wielka i zawsze do niej wracam gdy jest mi ciężko.Wieść o chorobie była szokiem. Nieomal końcem świata i zburzeniem spokoju. Ze zdjęć przebija jednak nadzieja- Ninka mimo choroby zaczęła spełniać marzenia o zostaniu baletnicą, odważyliście się już wyjechać… Co pomaga Wam oswoić codzienność?
To ważne, aby nie dostosowywać siebie do choroby, lecz chorobę do siebie. Cukrzyca wymaga ruchu i odwagi w stawianiu sobie celów. Cukrzyk może osiągnąć wszystko to samo, co zdrowy człowiek. Oczywiście cena za to będzie ogromnie większa, ale warto. Ludzie z cukrzycą są często zdrowsi niż „zdrowi”, bardziej zmotywowani niż „zdrowi” i potrafią osiągnąć wiele. To zależy, czy poddamy się chorobie czy z nią będziemy potrafili się zmierzyć. Na ten moment dławimy ją jak potrafimy. Zdobywamy wiedzę i bardzo ciężko pracujemy nad edukacją w tej kwestii. Codziennie podejmujemy wyzwania i choć się boimy to wiemy, że to da nam doświadczenie przewagę. Nie możemy pozwolić Nince czuć się gorszą, słabszą, inną. To praca na lata. Zaczynamy powoli, ale mamy wielkie nadzieje i zamierzamy osiągnąć wiele.Jak radzi sobie z chorobą kilkulatka? I jak jej rodzice, dla których cierpienie dziecka to największy dramat?
Nina jest bardzo odważna. W szpitalu walczyła bardzo dzielnie i choć pod koniec pobytu rozpadła się psychicznie pod presją, to w domu odzyskała równowagę. Radzi sobie doskonale. Jest dzielna, mądra i rozważna. Jest bardzo z nami w tym wszystkim. Ma do nas zaufanie i współpracuje. Codzienne zabiegi znosi z wielką odwagą. Imponuje lekarzom. To dziecko od zawsze miało w nas wsparcie. Zawsze byliśmy z nią szczerzy. Zawsze mówiliśmy jej prawdę i teraz też tak jest. Ufa nam bezgranicznie a my jej. To podstawa. Kiedy mamy zrobić wkłucie albo sensor dokładnie jej mówimy czego doświadczy. Mówimy jej o bólu i oswajamy z tym. Ona to rozumie i czerpie z nas. To tak jak powiedziałem wcześniej. Jeden organizm. Na takie zaufanie i taką otwartość dziecka pracuje się od urodzenia codziennie bez przerwy. Udało nam się i czujemy, że ufa nam i chce to robić nadal.Wspominałam już, że żyjemy za szybko. przejmujemy się rzeczami bez znaczenia, ignorujemy te naprawdę istotne, nie zdajemy sobie sprawy ze swojego szczęścia zanim rzeczywistość nie zapuka do drzwi, żeby mu zagrozić. Zmieniłbyś coś w życiu sprzed choroby? Chciałbyś napisać coś rodzicom, dla których zarwana noc i kłótnia o bzdury są końcem świata?
Myślę, że nie powinienem pouczać nikogo. Każdy jest na innym etapie życia i ma inną skalę przeżyć. Każdy ma prawo przeżywać swoje problemy na swój sposób. Ja to szanuję. Wiem, że problemy inny są dla nas nierzadko abstrakcyjne. Ale wiem też że dla tego kogoś nie i to jest dla niego teraz ważne. Chciałbym jednak zachęcić każdego, aby spojrzał czasem na problemy innych, podobnych nam ludzi. Być może zobaczenie tego, z czym my się zmagamy, pomoże mu uwolnić się od błahostek i zająć czymś ważnym. Być może nasza historia sprawi, że ktoś przytuli swoją ukochaną zamiast na nią krzyczeć. Być może ktoś poświęci więcej czasu swojemu dziecku i dostrzeże wielki dar jakim jest zdrowe dziecko. Chciałbym, aby nasza historia pomogła innym być bardziej szczęśliwymi. Nie chcę nikogo pouczać. Chcę pomagać.Grzegorz, wybacz frazes, ale co może zrobić facet, żeby być tak mądrym i oddanym tatą jak Ty? da się w sobie to obudzić, czy trzeba mieć od zawsze?
Wybacz,ale nie znam odpowiedzi na to pytanie. Nie chciałbym, aby ktoś był taki jak ja. Chciałbym, aby każdy poświęcał więcej uwagi każdej rzeczy na jaką patrzy i której dotyka.Wiem, że trening uważności sprawia, że stajemy się bardziej świadomi siebie i otoczenia, a taka świadomość często prowadzi do dobrych myśli. Dobre myśli to dobre uczynki. Może starajmy się więcej myśleć, zanim coś powiemy czy zrobimy. To na pewno pomaga być lepszym.Dziękuję za mądrą rozmowę, która zostanie we mnie na długo. Ściskam całą Waszą trójkę.Grzegorz Stykowski – rocznik 1972, tata Ninki, mąż Anny. Fotograf i współwłaściciel rodzinnej firmy. Fotografią zajmuje się nieprzerwanie od blisko 20 lat. Prezentował swoje prace w kraju i zagranicą podczas wystaw oraz publikacjach w różnorodnej prasie i wielu serwisach internetowych.W swojej twórczości skupia się na prezentowaniu subiektywnych reportaży związanych z życiem codziennym swojej rodziny. Konsekwentna obserwacja otaczającej rzeczywistości pozwala mu na stworzenie pogłębionego obrazu dziecka we współczesnym świecie oraz jego relacji w domu, w którym stosowane są zasady rodzicielstwa bliskości i świadomego uczestnictwa rodzica w życiu swojego dziecka.Od blisko 5 lat nieprzerwanie prezentuje swoje prace na osobistym blogu pod adresem www.blog.lifenotes.pl gdzie stworzył ponad 100, wielozdjęciowych wpisów co stanowi zarówno wartość czysto archiwalną jak i dokumentacyjną.
Napisz komentarz