Co pewien czas trzeba zrobić rachunek. Nie sumienia, a swoich nawyków, które odpowiednio skomponowane wzmocnią organizm. Nasze ciało dobrze wie, czego i w jakich proporcjach mu potrzeba. Ma swój wewnętrzny kalkulator i brutalnie potrafi rozliczać nas z niedoborów. Zmęczenie, rozedrganie, negatywne emocje, wracające uporczywie infekcje to sygnał ostrzegawczy, jaki śle organizm. Energia i moc podążania ku zmianom są wyrazem wdzięczności za jego rozpieszczanie. Warto więc policzyć, co nam się lepiej opłaca i jakiego paliwa musimy dostarczyć ciału więcej.
W tym artykule znajdziesz:
Woda
Na początek zmierzamy do źródła. Wody. 2,5 litra to absolutne dzienne minimum. Najlepsza jest czysta, niesłodzona, popijana małymi łykami przez cały dzień. Pierwsza z 8 zalecanych przez dietetyków szklanek powinna być zaliczona jeszcze przed śniadaniem. Dobrze by była ciepła, z kilkoma kroplami soku z cytryny. Na finał przyda się w niej oczyszczająca i uspokajająca żołądek mięta. Co najmniej pół litra wody można doliczyć sobie w jedzeniu takim, jak zupy, koktajle, owoce lub warzywa. Butelka z wodą zabierana wszędzie jest dobrym pomysłem, by nagle nie nadrabiać zaległości i nie wypijać za jednym zamachem całej przewidywanej normy. Taka próba przechytrzenia organizmu nie ma sensu, bo nerki nie zdążą przerobić jej potencjału. Nawadnianie co 40 minut sprawdzi się najlepiej. W czasie upałów lub wysiłku wody trzeba wypijać jeszcze więcej. Taka doprawiona świeżym imbirem i cynamonem rozprawia się z bólem głowy, a wymieszana z octem jabłkowym, kurkumą, chilli i pieprzem usprawnia pracę jelit.
Ocet
Sam ocet też wraca do łask i trafia nie tylko do sosów sałatkowych, a także zdrowych shotów. Popijają je Scarlett Johansson i Victoria Beckham, a zalecał już Hipokrates, który wierzył, że kwas w nim zawarty rozprawi się z chorobami dróg oddechowych. Ocet jabłkowy obniża poziom cukru we krwi i zwiększa uczucie sytości. Tak mówią wyniki badań. W jednym z nich uczestnicy, którzy pili codziennie jedną lub dwie łyżeczki octu po 3 miesiącach tracili 2 kilogramy. Do kuracji warto wykorzystać sprawdzony produkt robiony z ekologicznych jabłek, najlepiej niepasteryzowany i niefiltrowany z naturalnym osadem zbierającym się na dnie butelki. Ocet można też nastawić w domu – chociażby ze skórek owoców.
Pożegnanie z mięsem
Polacy jedzą dwa razy więcej mięsa niż zaleca Światowa Organizacja Zdrowia. Tym samym wtłaczamy do organizmu nadmiar tłuszczu i nasyconych kwasów tłuszczowych. By zminimalizować ryzyko chorób serca i układu krążenia powinniśmy jeść maksymalnie pół kilograma mięsa w tygodniu, a to wcale nie jest mało, bo pozwala na podanie niewielkiego schabowego niemal codziennie. Nad Wisłą nie lubimy mięsnych limitów i jemy nawet i półtora kilograma mięsa tygodniowo. Lekarze troszczący się o nasze zdrowie zalecają ograniczenia w tej sprawie, a kucharze i dietetycy propagują modę na fleksitarianizm, czyli przygotowywanie dań z wieprzowiny, wołowiny lub drobiu zaledwie raz w tygodniu. Częściej za to na talerzu powinny być kasze, warzywa i rośliny strączkowe – bogate w potrzebne nam białko. Burger z cieciorki niech więc wybrzmi dumnie, a falafel i hummus będą nie tylko w domu hipsterów.
Owoce i warzywa
Owoce i warzywa powinny być podstawą menu. Każdego dnia. Bez wyjątku. Najnowsze badania prowadzone w Stanach i Australii nawet zwiększają dawkę z sugerowanych dotąd pięciu porcji do siedmiu. Podział ma być dość nierówny, bo to warzywa na talerzu muszą dominować – powinny się pojawiać w menu 5 razy, owoce ze względu na zawartość fruktozy tylko dwa razy. Najbardziej wskazane są te w surowej wersji, pogryzanie kawałków marchewki czy selera naciowego jest więc wskazane, szczególnie w ruszającym właśnie nowalijkowym sezonie. Jedną z porcji warzyw można zastąpić koktajlem, a owoców lub świeżo wyciśniętym sokiem – obowiązkowo bez dodatkowego cukru. Taka dieta zmniejsza ryzyko chorób serca i nowotworów. Daje też ciału przyjemne poczucie lekkości.
Błonnik
Już 40 gramów błonnika poprawi pracę jelit i ustabilizuje nadwyrężony złą dietą cholesterol. Pochłania on też trafiające do naszego organizmu metale ciężkie i metabolity. Dba o poziom glukozy we krwi i właściwą mikroflorę w jelitach. Daje poczucie sytości, więc warto o nim pamiętać w walce z nadprogramowymi kilogramami. Znaleźć go można w brązowym ryżu, kaszach, otrębach, ziarnach roślin strączkowych. Można go tez kupić w sproszkowanej postaci i dodawać do dań lub koktajli.
Mniej soli
Jedna płaska łyżeczka soli dziennie– taką ilość WHO określa jako tę bezpieczną dla naszego organizmu. Polacy solą nawet i sześć razy więcej, czasami zupełnie nieświadomie, bo przyprawa jest ukryta prawie w każdym produkcie. Sporo ma jej chleb, masło, bywa w jogurtach czy serach. Nie ma więc potrzeby dosalania, choć nasze kubki smakowe i przyzwyczajenia sugerują zupełnie inaczej. Trzymanie się norm w tym przypadku jest ważne, bo sól sieje zniszczenia w naszym ciele. Nadmierne jej spożycie zwiększa ryzyko miażdżycy, udaru mózgu i zawału serca. Sprawia też, że puszczają nam nerwy i psują się kości. Od soli można się odzwyczaić, wystarczy każdego dnia doprawiać nią mniej. Smak potraw lepiej wzmacniać naturalnymi przyprawami, jak świeże zioła, których intensywność może zaskoczyć. Z ciekawości i rozsądku warto czytać etykiety na opakowaniach i odkryć, że nawet w słodkich ciastkach kryje się sporo soli.
Ruch x 5
Ćwiczenia są genialną inwestycją. Nie tylko w jędrne i powabne ciało, ale i sprawniejszą pracę mózgu. 5 razy w tygodniu przez minimum pół godziny to zestaw podstawowy, który gwarantuje sukces w postaci lepszego dotlenienia, obniżonego ryzyka raka piersi, raka jelita grubego czy tarczycy. Regularne ćwiczenia wzmacniają serce, poprawiają kondycję i dodają naturalnego blasku naszej cerze. Zamiast drogiego kremu z apteki lepiej zafundować sobie lekki i tańszy trucht w parku. Oczy będą błyszczeć, a i zgromadzony w czasie wysiłku poziom endorfin nie pozostanie bez pozytywnego wpływu na nasze samopoczucie. Drobny ruch przyniesie spory efekt.
Potrójne espresso
Nektar bogów – tak o niej mówią fanatycy, złożona jest z prawie 800 różnych związków, a jej ostateczny smak zależy od sposobu wypalania ziaren, temperatury parzenia i wody. 3 filiżanki można pić bez wyrzutów i obaw o jej zły wpływ na zdrowie. Taka porcja nie odwadnia i nie wypłukuje magnezu. Może za to zmniejszać ryzyko chorób krążenia wątroby i cukrzycy. Pod warunkiem oczywiście, że serwowana będzie bez cukru, bitej śmietany lub tłustego mleka.
Wino na pocieszenie
Zdrowy kalkulator ma też coś na pocieszenie – dopuszcza od 2 do 7 kieliszków wina tygodniowo. Ilość wskazują badania medyczne, które też sugerują, by wybierać najlepiej wino czerwone, wytrwane, które ogranicza ryzyko depresji i dobrze wpływa na pracę serca. W czerwonym winie jest dziesięć razy więcej antyoksydantów niż w białym, a one zwalczają wolne rodniki, które przyśpieszają proces starzenia się komórek. Ma też sporo przydatnego magnezu, potasu oraz wapnia, co jednak nie oznacza, że można pić go więcej niż podane kilka kieliszków.
To zaledwie podpowiedzi i sugestie, które warto wkalkulować w swój plan. Efekt może zaskoczyć, szybciej niż się spodziewacie. Wiosna to właściwy czas na remanent w naszym organizmie, przyda mu się skuteczna regeneracja!
Napisz komentarz