Jaką mamą jest Beata Sadowska? Chciałaby być mniej zabiegana, ale na razie słabo jej to wychodzi. Dzień zaczynam wcześnie, bo wcześnie słyszę „MAMMMOOOOO”. Mamy z synkiem poranne rytuały. Ten obowiązkowy to czytanie książeczki o placu budowy, gdzie kolejne wielkie ciężarówy idą spać. Wiem, wiem – książeczka na dobranoc czytana bladym świtem. No ale skoro tak wybiera Tytus… Potem malec przez pół godziny baraszkuje z naszym 50-kilogramowym psem. Mogę na to patrzeć i patrzeć. Olbrzym i smyk. Totalna symbioza i miłość. Takie to naturalne.Nasz przyjaciel zawsze nam powtarzał, że naturalna będzie też sytuacja, kiedy wrócimy z synkiem ze szpitala. I była. Nie wiem, czy dlatego, że nie panikowałam, czy dlatego, że bardzo wierzyłam, że dużo w tym wszystkim intuicji. Wiadomo, że wszystko zajmowało mi najpierw mnóstwo czasu (kąpiel Tyśka, karmienie, przewijanie). Z czasem (nawet nie zauważyłam, kiedy to nastąpiło) stało się naturalnym elementem naszego życia. Przez rok karmiłam synka piersią. Mam szczęście, że mogłam. Z czym od razu się zaprzyjaźniliśmy? Z biegowym wózkiem oczywiście, w którym Tysiek spędzał czasami po kilka godzin, smacznie śpiąc. Decydując się na bieganie z dzieckiem warto pamiętać, że jogger dla takiego malucha musi mieć specjalny hamaczek, który amortyzuje wstrząsy i chroni główkę. Super sprawdziło się też nosidło i chusta, w których synek musiał się czuć jak u mamy w brzuchu, bo zasypiał jak mały niedźwiedź.Dziś Tytus kocha wszystko, na czym i w czym może się przemieszczać – najchętniej sam! Zasuwa już na trójkołowym rowerze i nie chce schodzić z hulajnogi. Wszelakie sprzęty, na których może szaleć, zjeżdżać, a najlepiej się po nich wspinać stają się najlepszymi towarzyszami na placu zabaw. No i piaskownica… Siada i znika. Przesypuje, buduje i z rozkoszą niszczy wszystko, co właśnie powstało. I tak w kółko. Przez godzinę. Lubie te chwile, kiedy sam się sobą zajmuje. Bezcenne. Nie dlatego, że mam wtedy wolne, bo nie mam, ale dlatego, że wtedy właśnie widać, jak pracuje wyobraźnia, jak dziecko się nie nudzi, jak tworzy własne mikro-światy. Nie mam projekcji, kim Tytus będzie. Chciałabym, żeby miał szczęście i był szczęśliwy. Jak to osiągnie – wybierze sam. Mam nadzieję, że mu się uda. Na pewno będę go wspierała tak, jak to robię teraz. Teraz, kiedy najważniejsze jest, żeby dać mu poczucie bezpieczeństwa i tyle miłości, ile tylko będzie w stanie zmieścić w walizeczce schowanej pod sercem. Z tą walizką wyruszy kiedyś w świat.
Napisz komentarz