Ile razy słyszeliście o tym, że ktoś marzy o zwiedzaniu świata? Ile razy, że trzeba żyć tu i teraz, spełniać marzenia i brać los we własne ręce? Pewnie, tak jak ja, tysiące. To dziś posłuchajcie raz jeszcze- Ani Górnickiej, 1/3 rodziny Podróżnickich z bloga www.podrozniccy.com, która nie odkłada marzeń na potem, a los bierze we własne ręce jednocześnie trzymając pod pachą dziecko. Cała trójka udowadnia, że kto chce, znajdzie sposób i po przyjściu na świat małej Amelii kontynuuje podbijanie świata i samorealizację zamiast szukać przeszkód i powtarzać za tłumem, że to niemożliwe, za trudne, że się nie da.Aniu, czy macierzyństwo było na Twojej liście tajemniczych lądów, które chciałaś zwiedzić?
Było. Tak, chciałam zwiedzić ten kontynent, ale zawsze uważałam, że mam na to czas. Gdyby ktoś mnie zapytał jakieś dwa lata temu, jaki wiek jest najlepszy, żeby zostać mamą, odpowiedziałabym, że jak najpóźniejszy. Na szczęście spotkałam Kubę, który zupełnie inaczej postrzegał rodzicielstwo, chciał mieć szybką perspektywę „normalnego” życia po odchowaniu dziecka, dlatego dogadaliśmy się, że nasze pierwsze pojawi się na świecie, w okolicy 30. I tak się stało. Nigdy nie miałam instynktu macierzyńskiego, nawet będąc w ciąży nie czułam się jakoś tak mega wyjątkowo. Gdy jednak pojawiła się Amelia, okazało się, że można kochać bezgranicznie i bezwarunkowo, troszczyć się, słuchać oddechu po nocach i zrezygnować z wielkiej części swojego egoizmu. Do tej pory nie rozumiem, jak udało się to zrobić. A zaskoczyło mnie jeszcze to, że stałam się sentymentalna. Tak łatwo mnie teraz wzruszyć. Uważam to za skutek uboczny ciąży i porodu.Ponoć każdy ma dziecko na miarę swoich możliwości. Myślisz, że to prawda? To zasługa charakteru Amelii, że nie musieliście całego swojego życia podporządkować jej, czy macie jakieś magiczne sztuczki na to, aby podróże z dzieckiem były realne?
Jak obserwuję swoich znajomych, to chyba masz dużo racji. Ja uważam, że dziecko to niezapisana karta i to opiekunowie, ich nastawienie, stres, napięcie, czy luz i harmonia mają wpływ na to, jakie będzie dziecko. Oczywiście, że dziecko także rodzi się z cechami wrodzonymi, początkami temperamentu, ale uważam, że to głównie rodzice są po to, żeby je kształtować.
Moim zdaniem nie ma żadnych sztuczek. Jest tylko jedna kluczowa zasada – zachowuj się możliwie tak, jakby twoje życie się nie zmieniło. Co z tego, że masz dziecko? – Może pakujesz się dłużej, jedziesz wolniej, częściej zatrzymujesz, ale trasę możesz wybrać przecież taką samą. Chcieliśmy jechać w góry, gdy Amelia miała miesiąc, to zapakowaliśmy się do pociągu i pojechaliśmy z nią. Chcieliśmy zamieszkać w Argentynie i uczyć się tańczyć tango, przenieśliśmy się tam, gdy miała 7,5 miesiąca. Chcieliśmy w międzyczasie zjechać pół Polski, czy lecieć do Prowansji – zrobiliśmy to. Po prostu nie można dać sobie wmówić, że coś jest niemożliwe.
Oczywiście, że musieliśmy się także trochę podporządkować Amelii, bo każdy z naszego zespołu ma mieć przyjemność ze wspólnego życia i podróżowania, dlatego nie łazimy po górach przez cały dzień, robimy częstsze przerwy, zawsze znajdziemy czas na zabawę, jedzenie i sen.Jak wychowujesz Amelię? Chuchasz i dmuchasz, czy dajesz jej dużo swobody, żeby sama pokochała poznawanie świata?
Myślę, że daję jej dużo swobody, ale od początku tłumaczę. W naszym domu nie ma ochrony rogów stołów, szuflad, szaf, gniazdek czy drzwi. To my mówimy Amelii, że nie powinna czegoś robić. Czasami jest to trudne, bo ona chce sprawdzić, ale wolę, żeby sprawdziła (oczywiście pod moim okiem), niż myślała, że potencjalnie nie ma zagrożenia. Pomagamy jej poznawać świat. Prowadzimy za rękę tam, gdzie nas ciągnie, a często też w zupełnie inną, nieznaną stronę.Z tego co mi wiadomo, przed narodzeniem dziecka i zostaniem „Podróżnicką”, pracowałaś w korporacji. Dziecko to rewolucja. Lubisz takie odważne zmiany, czy są dla Ciebie naturalne?
Ciągle pracuję w korporacji, dzieląc tę pracę z blogowaniem, podróżowaniem, rodzicielstwem, tangiem i własnymi potrzebami. Powrót do pracy – to dopiero była rewolucja, ale to temat na oddzielną rozmowę.Dzieci lubią ponoć stały rytm dnia, potrzebują stabilności, by czuć się bezpiecznie, pewnie nie raz czytałaś o rytuałach, stałych miejscach, ulubionych akcesoriach (miś, pielucha etc.) Amelia jest inna niż wszystkie dzieci? Czy ma inną niż wszystkie mamę, która potrafi ją okiełznać nawet na końcu świata?
Wbrew pozorom, jesteśmy bardzo poukładanymi ludźmi, którzy zwracają uwagę na stały rytm dnia i od początku przestrzegaliśmy tych zasad z Amelią. Stałe pory jedzenia (wiem, że karmienie na żądanie, ale Amelia od początku jadła co 3-4 godziny), stałą porę kąpieli i snu. Znajomi nie mogli uwierzyć, gdy mówiliśmy, sorry, ale o godzinie 19 musimy być w domu, bo myjemy Amelię i idzie spać. Niektórzy się z tego śmiali, ale ich dziecko chodziło spać o północy, a nasze od drugiego miesiąca życia przesypia całe noce, więc rytm dnia mieliśmy od samego początku. Nigdy z kolei nie trzymaliśmy się stałych miejsc. Od zawsze wyjeżdżaliśmy i tam, gdzie jechaliśmy były inne łóżeczka niż Amelii, inne zapachy, inni ludzie. Nigdy jej to nie przeszkadzało. Gdy była malutka, jeździła z nami ulubiona karuzelka z kaczuszkami, którą wieszaliśmy nad łóżeczkiem, aby zawsze, gdy się obudzi, miała wrażenie, że wie, gdzie jest. To się sprawdzało. Gdy byliśmy cztery miesiące w Ameryce Południowej, często zdarzało nam się, że codziennie nocowaliśmy w innym miejscu, a ona wszędzie spała tak samo dobrze. Nie stanowi to dla niej żadnego problemu.Masz jakieś sprawdzone, praktyczne rady dla rodziców, którzy nie wyobrażają sobie siedzenia w domu, ale nadal się boją, jak poradzą sobie w terenie z karmieniem, kąpaniem, usypianiem, znajdowaniem atrakcji i pilnowaniem dziecka w czasie wspinaczki na Kilimandżaro lub kiedy zapragną zjeść w spokoju ciepłą kolację? Podzielisz się doświadczeniem i trikami zaprawionej w boju matki w terenie?
Kurczę, hmmm, triki? Karmienie – karmić piersią jak najdłużej, choć z butelką, wrzątkiem w termosie też da się żyć, kąpanie – nie ma wanienki – trudno. Jeżeli jedziecie samochodem i macie dużo miejsca, możecie zabrać tę turystyczną. My nigdy jej nie mieliśmy. Najczęściej kąpaliśmy Amelię w wannie, umywalce lub pod prysznicem z którymś z nas na rękach. Usypianie – u nas zawsze wygląda tak samo. Amelia zaśnie wszędzie, gdy będzie śpiąca. Atrakcje – tych nigdy nie brakuje w podróży. Nawet dwa patyki są przecież atrakcyjne. Pilnowanie dziecka – jeżeli robimy coś, czego nie można z dzieckiem, jak np. trekking po lodowcu, czy wpływanie w wodospady, to najpierw jedna osoba to robi, później druga. Wszystkie inne rzeczy wykonujemy razem, z Amelią w nosidle.Wiele matek martwi się, że macierzyństwo pochłonie i zje je bez reszty, spora część daje się skonsumować nieświadomie. A Ty? Od początku walczyłaś o niepodległość i suwerenność oraz możliwość samorealizacji?
Dwa tygodnie po urodzeniu Amelii to były dwa najbardziej frustrujące tygodnie mojego życia, bo tyle zajęło mi zrozumienie, że już nie jestem panią swojego czasu, wymyślenie nowego podejścia do życia. Jestem osobą, która uwielbia mieć czas dla siebie, nigdy nie nudzę się w swoim towarzystwie i tu się nagle okazało, że z Amelią nie da się wszystkiego zaplanować i żebym gdzieś mogła wyjść bez niej, to muszę ułożyć całą logistykę. Na szczęście zawsze mogę liczyć na Kubę. Dlatego szybko przestałam się frustrować, że nie jestem w stanie czegoś zrobić. Oczywiście, że z częstotliwości niektórych rzeczy musiałam zrezygnować, ale wyłącznie z własnego wyboru. Szczególnie, gdy wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim, nie ma mnie w domu w godz. 8-18, więc jak wracam, to resztkę czasu chcę (zazwyczaj) poświęcić Amelii. To świadomy wybór.Z boku wygląda to aż za pięknie, świetny mąż, cudne dziecko, wymarzone wojaże, a przecież w życiu jest tak, że wszystko, co cenne ma nie tylko wysoką wartość, ale… i cenę właśnie. Czy są jakieś aspekty Twojego życia, które cierpią z powodu Waszego stylu życia? Jaką Ty zapłaciłaś cenę za swoje rodzicielstwo chociażby?
Najgorszy jest brak czasu. Dużo dałabym za to, żeby doba była dłuższa. Ale czas to nie tylko kwestia snu. Chcielibyśmy spędzać ze sobą więcej czasu, nie pracując, mieć więcej czasu dla znajomych, których niestety niekiedy zaniedbujemy i oni są kochani, że starają się to rozumieć. To chyba jest najtrudniejsze. Co do macierzyństwo, to nie czuję, żeby coś mi zabrało. Może ten rok, który spędziłam na urlopie macierzyńskim, można byłoby przekuć na awans w jakiejś korporacji, ale ja w tym czasie tańczyłam tango w Argentynie, łaziłam po lodowcach, przejechałam 13 tysięcy kilometrów za kółkiem przez Amerykę Południową, wyprowadziłam się na kilka miesięcy z Polski, o czym zawsze marzyłam, więc chyba nie wyszło tak źle! Do tego udało mi się zmienić pracę i nikogo nie przestraszyło to, że niedawno urodziłam dziecko. Życie jest piękne!Amelia złapała już bakcyla odkrywcy?
Dla niej każdy dzień jest wypełniony odkryciami. Gdy wyrwie kolejną garść trawy, poprosi o zerwanie liści i dokładnie je obejrzy, podejdzie do kaczek i rzuci im jedzenie, czy znów będzie biec przez całą drogę, żeby pocałować jakiegoś obcego psa (spoko, uważam, żeby jednak nie zawsze to robiła). Bardzo lubi jeździć pociągami czy busami. Gorzej czuje się w samochodzie, bo niestety fotelik samochodowy krępuje jej temperament. Najbardziej fajne jest obserwować, jak ona kocha być wśród ludzi i innych dzieci. Gdy tylko ktoś nowy się pojawi w jej otoczeniu od razu trzeba go zaczepić, uśmiechnąć się i zagadać. Wariuje na punkcie dzieci. Zawsze przytula i całuje, chwyta za rękę, obejmuje i gdzieś prowadzi. Wszystko ją ciekawi, wszędzie zajrzy i wszystko znajdzie. Obiektywnie i subiektywnie fajne z niej dziecko.Inspirujecie,wiesz? Aż chce się spakować plecak i ruszyc w nieznane 🙂 Może kiedyś spotkamy się w drodze. Dzięki za rozmowę!
Anna Górnicka – Blogerka, redaktorka, spec od komunikacji. Pisze, gada, tłumaczy, interpretuje – praktycznie od zawsze. Doświadczenie zdobywała m.in. w tygodniku „Wprost”, Wydawnictwie Szkolnym PWN i PZU. Skończyła dziennikarstwo i komunikację społeczną, marketing oraz redagowanie. Od 2011 roku wraz z mężem Jakubem pisze bloga Podróżniccy.com, jeździ po świecie, szuka przygód, tańczy tango i uczy się hiszpańskiego. Podczas kilkumiesięcznej podróży po Argentynie, przejechała jedną z najdłuższych dróg świata – Rutę 40. A między podróżami najczęściej ogląda filmy Woody’ego Allena.
Napisz komentarz