Ostatnio staram się mocniej różnicować repertuar osobowości, z którymi rozmawiam. Tydzień temu mieliście okazje przeczytać rozmowę z Malwiną z Bakusiowo, która na blogu unika trudnych tematów i dobrze się bawi. Dziś, reprezentantka zupełnie przeciwległego bieguna tematycznego. Noemi Skotarczak z bloga MatkaPrezesa.pl, która uwielbia wkładać kij w mrowisko, poruszać tematy, które często są przemilczane. Pisze także dla rodziców, których maluchy są wcześniakami – wyposażając w wiedzę i wsparcie. O tym, jak to jest być mamą Prezesa, który zjawił się nieplanowany i to jeszcze na długo przed wyznaczoną datą porodu, jak to jest pomagać innym i czy ma to swoje konsekwencje dla niej samej, opowiedziała mi w wywiadzie. Nie wiem, jakie jest Twoje zdanie o naszej blogosferze rodzicielskiej, ale reprezentujesz w niej taki nurt, który ja określam „prawdziwe życie i mięso”. Bez stylizacji na spacer i na nocnik, bez ustawianych zdjęć i historii o spontanicznym spacerze po lesie w butach marki XYZ. Myślisz, że to jest dobra droga, że takie blogi jak Twój mają szansę wygrać sztafetę o uwagę czytelnika?
Jak ja mam prowadzić bloga, w którym stylizowałabym Jacha nawet na kibel, skoro na widok ubrań z jednej super -drogiej firmy hand-made, mój syn stwierdził, że on w tym nie będzie chodził, bo ubrania są (tu cytuję) „wieśniackie”, za to z uwielbieniem i wręcz namaszczeniem, traktuje swoją bluzkę Ben 10, którą babcia wyszperała w lumpeksie za 5 zeta?
Kiedy próbowałam powiesić w jego super-hiper pokoju na poddaszu, czarno białe, super-hiper modne plakaty, zerwał je i powiesił Paskudy (czytaj: Lego Ninjago i Lego Chima). Z nim nie mogę prowadzić takiego bloga, więc przegrałam walkowerem ze wszystkimi w sztafecie i swoją pałeczkę oddałam innym blogerkom, ale potem okazało się, że nie potrzebowałam wcale modnych ubrań na dziecku, żeby czytelnik do mnie przyszedł.Co to znaczy mieć w ogóle w domu „prezesa”? Jaki jest? Czym się różni od innych dzieci? Jak się mają teorie wychowania i rady do skuteczności i jak reagujesz na rady dotyczące tego, jak okiełznać ancymona?
Ja nie mam teorii. Idę na oślep. Przeczytałam w swoim życiu pierdyliard poradników, ale przy Jachu to były bezradniki, tak jakby chciał mi pokazać, że powinnam wymyślić własny poradnik, a nie sugerować się innymi, cudzymi. Jest totalnie nieksiążkowy. Chociaż, na początku jeszcze się dałam nabrać, że mam cały monopol na wychowywanie, ale potem rozpoczął się bunt dwulatka i szybko się obudziłam… Nie wiem czym różni się od innych dzieci, bo ja nie mam za bardzo czasu i chęci, żeby go porównywać. Od samego początku nie miałam go jak porównywać, bo przecież od dzieci w swoim wieku różnił się i gabarytami i umiejętności (był bezzębny, łysy i pulchny jak większość, ale jednak stosunkowo mniejszy). Jak zaczął potem nadrabiać, okazało się, że nie wchodzi w żaden kryteria, bo 3 latek czytający słowo: „Pan” na książce „Pan Tadeusz” to jednak trochę nie hallo człek, tym bardziej jak chwilę potem kazał przynieść lupę, bo ma za małe litery. Nie, Pana Tadeusza nie przeczytał do dzisiaj. Woli klimatycznie Star Wars.
I nie ma ludzi, którzy dają mi złote rady – babcie poddały się już dawno. Czasem dostaję rady, ale wtedy, z uśmiechem od ucha do ucha, proponuję godzinę z Janem sam na sam i wszystkim mija fascynacja rozdawania „złotego środka”. Pracy przy Prezesie pewnie masa. Jasno mówisz, że nie zamierzasz z bloga żyć. Co Cię zatem trzyma przy pisaniu? Misja?
Jachu jest już samodzielny. Bardzo. Przy nim mogę już robić więcej rzeczy, niż mogłam np. trzy lata temu, kiedy zaczynałam się w to bawić. Dzisiaj, to już pewnego rodzaju dodatek do dnia. Hobby? Misja? Nie wiem. Ale wiem, że nie mogę już z tego zrezygnować. Za daleko poszło. Chociaż miałam czasem takie myśli, ale wystarczył po prostu krótki odpoczynek, naładowanie baterii i powrót z przytupem.
No i właśnie. Ta cholerna misja. Jak czasem dostaję maile, rozpoczynające się od słów: „Nie wiem czemu piszę, chyba, żeby się wygadać …” i tu historia wyciskająca łzy, to ja potem naprawdę łapię się na myśli, że może rzeczywiście to wszystko miało się tak potoczyć, żebym stała w tym miejscu, w którym stoję. Bo skoro ktoś stwierdza, że tylko dzięki mnie nie zwariował, kiedy jego dziecko urodziło się za wcześnie albo kiedy inna kobieta czytała mnie w telefonie przy inkubatorze syna, żeby się wzmocnić, to tak. To jakaś misja. Ach. I zapomniałabym o pielęgniarce z neonatologii, która stwierdziła, że dzięki moim wpisom wie już jaka ważna jest jej postawa w stronę rodziców. Tak to misja. Zdecydowanie. Trudna, ale nikt nie powiedział, że misje są łatwe.Odwalasz niesamowicie dobrą robotę – uświadamiając ludzi w tematach związanych z rodzicielstwem wcześniaka. Bez wątpienia to godne ukłonu z perspektywy czytelnika, ale… jak to jest z Tobą? Przepracowałaś już ten temat na tyle, by na chłodno i bez rozgrzebywania emocji, móc ciągle do niego wracać na łamach bloga? Nie dajesz wspomnieniom wyblaknąć, nie robisz sobie tym sama krzywdy? Misja misją, ale wiesz…
Właśnie pisaniem udało mi się te emocje przepracować. Zanim zaczęłam pisać bloga, temat wcześniactwa była u nas tematem tabu w domu. Nie rozmawialiśmy o tym. Tak, jakby tego nie było. Ale jednak dusiłam w sobie wszystko to, co potem wylałam w kilku tekstach. Pierwszy: „Inny Świat” chyba to zapoczątkował. I dzięki temu nauczyłam się o tym mówić, bo wcześniej zacinałam się przy pierwszym zdaniu i nie potrafiłam opowiadać, co nas spotkało, bez zalania łzami. Dzisiaj rozmawiam o wszystkim, bez emocji. Udało mi się to zaakceptować. Choć pojawiają się inne problemy. Czasem, kiedy dostaję za dużo maili jednocześnie, kiedy odpowiadam i zagłębiam się w zbyt wiele historii, każdą z nich w pewien sposób żyję, każdą w jakiś sposób przeżywam i w pewnym momencie, dość mocno to angażowanie odbiło się na moim zdrowiu.Kim była Matka Prezesa zanim prezes się narodził, pamięta? Czy do Ciebie też przyszedł Will Smith ubrany na czarno, wyjął czarny marker i wymazał przeszłość? Wspominasz tamten czas sprzed macierzyństwa z rozrzewnieniem?
Chyba w oczach wielu znajomych tak to wygląda. Mam wrażenie, że między Noemi-nie-matką a Noemi-matką jest przepaść. Właściwie tak, jakbyśmy zaczęli rozmawiać o dwóch różnych osobach. Wspominam ten czas z łezką rozbawienia w oku, bo wyczerpałam wtedy limit robienia głupot na resztę życia. I weszłam w dorosłość z chlustem zimnej wody. Jan, dwie kreski, te sprawy. Ciekawe zakończenie.Oj, ale za to początek jakiej przygody!
Kochasz, wiadomo. Robisz, co możesz, żeby dać radę. Na pewno jest jednak coś, za czym tęsknisz, czego ci brakuje. U mnie to mój cos sobotni rytuał czytania gazety przy kawie. Najpierw czytanie przerywał ryk, potem wydzieranie mi gazety przez szefową. Jeszcze przez jakiś czas kupowałam ulubione pozycje, żeby zorientować się, że nie mam czasu nawet przejrzeć. Już nie kupuję…
Za niczym nie tęsknię. Byłam gówniarą, kiedy urodziłam Jacha i znam tylko to życie po dziecku.I zobacz, być może dzięki mnie odkryłaś kolejny plus młodego macierzyństwa?! Nie tęsknisz za czytanie w leniwy, sobotni poranek!
Noemi, sarkastyczna baba z Ciebie, więc zapytam – co Cię w rodzicielstwie rozwaliło najmocniej? Rozbroiło? Wkurzyło tak, że aż można się w zasadzie tylko śmiać? Wiele rzeczy ludzie powtarzają, niby człowiek wie zanim zostanie rodzicem, ale jak ja kolejną noc z rzędu nie mogłam nawet zmienić pozycji w łóżku ani wyjść w nocy siusiu, to nie mogłam przestać się dziwić, że tak się da.
Ja wiem, że to może banalne, ale ja po powrocie Jana do domu miałam taką wizję jak z kolorowych czasopism. Wiesz, słodki niemowlak, ja upojona miłością, wręcz naćpana, przebierałabym go w te wszystkie słitaśne mysie-pysie, spacerki itp. A tu dupa. Brak snu, gdzie po tygodniu masz ochotę podpisać papiery adopcyjne. Płacz, tylko trudno określić, czy mój czy jego, bo razem też potrafiliśmy dać koncert. Bujałam go nogą w nadziei, że zaśnie od skarpetek, a miłością naćpałam się dopiero dwa tygodnie później.
Druga rzecz, która mnie zdziwiła to fakt, niemowlę potrafi się tak osrać, że wszystko wychodzi górą, dołem i bokiem. Szukałam drugiego sprawcy tego incydentu, ale psa nie mieliśmy.
Trzecia rzecz – jak pojechaliśmy do sklepu, a ja bujałam w przód i w tył wózek sklepowy. Chyba nie muszę dodawać, że Jan był wtedy u dziadków? Stwierdziłam z rozpaczą, że to już jaka choroba. Tata Jana robił dokładnie to samo. To było straszne.
Czwarta rzecz – byłam przekonana, że te wszystkie memy o dzieciach idących z rodzicem do kibla to bajki wyssane z palca, a potem przekonałam się, że kiedy ja próbuję skorzystać z toalety i zaczerpnąć trochę intymności, Jaś stwierdzał, że nie ma lepszego miejsca do zabawy, niż łazienka. Przyszedł taki moment, kiedy miał z 3latka, że sama go tam ciągnęłam, bo bałam się, że wysadzi dom w powietrze. Imię Jan to stan umysłu. Zdecydowanie.
Ach. I miłość do dziecka. Mój umysł i logiczne myślenie podpowiada: „Powinnaś go nienawidzić, rzygał na ciebie, nie pozwalał spać, ciągle czegoś chciał, pochłaniał góry pieniędzy, gryzł Cię, kopał, nie słuchał” ale ja zawsze łapie się na myśli: „K…. jak ja go kocham! Jaki on jest idealny w każdym calu!”.Hehe, znam to znam, ale jak już ustaliliśmy – Ty masz Prezesa, ja Szefową! A czy bycie mamą wcześniaka w tej chwili jakoś wpływa na Wasze życie? Czy są jakieś konsekwencje dla zdrowia, rozwoju Prezesa i tego, jak funkcjonalnie, jakieś regularne wizyty lekarskie, obostrzenia dotyczące ewentualnych infekcji? Bo wiesz, jak mówią o wcześniakach, to tylko w kontekście „rekordu” tygodnia urodzenia, masy urodzeniowej, problemów na początku. Co się dzieje potem?
Dzieje się wiele. Pierwszy rok mieliśmy wycięty z życia. Rehabilitacje, poradnie, lekarze, infekcje … szpital. Potem jako się unormowało. Mieliśmy bardzo dużo szczęścia. Wiem to dzisiaj, wiedziałam już dawno. Z pękniętym pęcherzem nie leży się aż 50 dni … A ja nadal pamiętam jak lekarz, który przyjmował mnie w szpitalu, rok później, widząc Jaśka powiedział: „Ja naprawdę sądziłem, że to się nie uda.” Inny lekarz, rok temu w marcu na prywatnej wizycie, znając Jaśka jeszcze z inkubatora, na zakończenie wizyty powiedział: „Gdybym widział go po raz pierwszy, nie uwierzyłbym, że miał taką przeszłość”. Myślałam, że zacznę latać ze szczęścia!
Nadal jesteśmy pod kontrolą wielu specjalistów, ale w większości to już tylko kontrole polegające na stwierdzeniu, że wszystko jest OK. Nie choruje też bardziej, niż inne dzieci, obecnie to już prawie w ogóle. Uodpornił się w przedszkolu, kiedy rodzice przyprowadzali dzieci z gilami po sam pas, nie zwracając uwagi na innych. Musiał sobie jakoś radzić. Ale jeden z lekarzy mówił, że powinien do 4 roku życia się uodpornić na tyle, żeby dawać sobie radę samodzielnie, bez żadnych wspomagaczy. Naszą zmorą były płuca, ale to już drugi sezon jesienno-zimowy podczas którego bawimy się bez sterydów.Uwaga, pytanie intymne, nie musisz na nie odpowiadać. Jak wspomniałam wcześniej, ciągle siedzisz w temacie wcześniactwa, nie dajesz sobie zapomnieć i pewnie się nie da. To dlatego do prezesa nie dołączył kolejny przedstawiciel rady nadzorczej?
Po części tak, ale Jaś też działa sam w sobie trochę jak środek antykoncepcyjny. Ilekroć myślimy o drugim dziecku, daje takiego czadu, że przyrzekamy sobie uroczyście, że nigdy więcej … Ale tak, problemy z wcześniactwem, to na pewno główny powód. Zdradzę jednak, że powoli się oswajamy z myślą, że mogłoby nas być o jedno więcej. Na razie skupiamy się na szeregu badań. To w sumie już niebawem … A potem zobaczymy. 😉Wyobraźmy sobie, że znamy mamę, która ma urodzić prezeso-szefową. Co, z perspektywy matki takiego egzemplarza, byś jej powiedziała? Z czym przebiła się w motłochu absurdów pt. dziecko dużo śpi, nie noś go, bo przyzwyczaisz, jest rozpieszczone, na pewno coś mu jest, brak mu dyscypliny?
Co jest FAJNEGO w posiadaniu w domu huraganu? Wiesz, tak żeby chciały jednak rodzić, nawet jak się na USG okaże, że już palcem wskazuje, gdzie matki miejsce. 🙂Przybiłabym jej piąteczkę, poprosiła o zaopatrzenie w cysterny kawy i zapewniła, że życie z takim dzieckiem, to lot w kosmos. I to bez rakiety. Któraś blogerka ostatnio pisała, że macierzyństwo to wejście na Mount Everest w klapkach, ale przy Jachu to jak wejście na Mount Everest nago, bez jedzenia i picia.
Ja chyba nie umiałabym teraz być matka spokojnego dziecka. Kiedy Jaś ma „cichy” dzień, czuję się jakby mi odcięto rękę albo nogę. Przyzwyczaiłam się do tego, że biega jak chomik w kółku, że zadaje milion pytań dziennie, robi rzeczy, które ja zakazuje i ma własne zdanie, które, co gorsza, jest w stanie poprzez solidnymi argumentami. Ku mojej rozpaczy.Ja sie śmieję, że spokojne na pewno zgubiłabym w parku albo, jak portfel, zostawiła w sklepie. A tak, skutecznie walczy o uwagę i przetrwanie. Ucałowania dla Prezesa! Noemi Skotarczak – autorka bloga Matka Prezesa. Kilka lat temu, zdecydowanie za wcześnie, urodziła Jana. Syn wcześniak oraz jego charakter w dużym stopniu zdominowały jej rzeczywistość. Na blogu próbuje okiełznać trudne emocje, nie boi się niewygodnych tematów. Ma misję – pisze i wspiera rodziców dzieci takich jak jej Prezes Jan- wcześniaków.
Napisz komentarz