O schematach, jakie próbuje nam narzucić społeczeństwo, wspominałam tu nie raz. I o tym, że wielokrotnie zdarza nam się odwlekać lub zaniechać zrobienia czegoś, czego pragniemy, właśnie przez tą presję. Nonkonformiści jednak istnieją. Poznajcie Mamalę, czyli Alicję Wegner. Kiedy jej koleżanki myślały o balu maturalnym, ona nie mogła się doczekać tego, aż… zostanie mamą. Zwykle w tym wieku ciąża to zaskoczenie, z którym młoda mama musi się oswoić. A jak sytuacja wygląda, kiedy owa mama pragnie, chce i marzy o swoim maluchu i nie zwraca uwagi na swoją metrykę? Przeczytajcie.Dziewczyny będąc w wieku, w jakim zdecydowałaś się na dziecko, decydują co najwyżej o wyborze stażu, kierunku studiów, miejsca na wakacje, czy stroju na imprezę. Dlaczego 21 Alicja zdecydowała się na dziecko? To przecież decyzja bez odwrotu i możliwości składania reklamacji (ba, bez instrukcji obsługi cennego „towaru”!)
To prawda. Większości dziewczyn w wieku 20 lat, dziecko nie przechodzi nawet przez myśl. U mnie było inaczej. Po raz pierwszy o tym, że chciałabym zostać matką, wspomniałam w klasie maturalnej. Pamiętam zdziwiony wzrok koleżanek i pytania „A studia? A kariera?”. Przecież ludzie żyją narzuconymi schematami: najpierw studia, potem kariera, na końcu dziecko. Ja w całym swoim życiu kierują się intuicją. I przy podejmowaniu decyzji i przy wychowywaniu dziecka czy nawet przy prowadzeniu bloga. Ufam tej intuicji i raczej mnie ona nie zawodzi. Zaufałam jej również, kiedy poczułam, że to jest ten moment. Nagle przestałam odwiedzać puby, spotykać się z koleżankami na drinka. Kiedy wszyscy znajomi w piątkowe wieczory bawili się na domówkach, wychodzili do kina, ja z narzeczonym jak stare małżeństwo, oglądaliśmy seriale pod kocykiem lub opiekowaliśmy się dziećmi siostry. Obydwoje czuliśmy coraz bardziej, że chcemy stworzyć rodzinę, chcemy mieć dziecko, które będzie owocem naszej miłości. Wiek? On nie ma znaczenia. Liczy się to co mamy w głowach, to co czujemy. Jeśli czegoś bardzo pragniemy i jesteśmy gotowi, czemu zwlekać?Jak na Waszą decyzję o rodzicielstwie zareagowało otoczenie? Rodzice i znajomi wiedzieli, co knujecie, czy zachowaliście to w tajemnicy?
O tym, że chcemy starać się o dziecko, poinformowałam rodziców. Znajomi? To nie jest ich sprawa, a same starania nie są jeszcze czymś co trzeba obwieszczać całemu światu. Reakcja rodziców… tato początkowo przeciwny, ale to również przez zakorzeniony w głowie schemat: najpierw ślub! Myślę też, że chodziło tutaj o „utratę” swojej młodszej córeczki. Do niego wciąż nie dochodziło, że jestem dorosła. Mama, po wielu rozmowach ze mną, stwierdziła „Jeśli tego chcesz i jesteś gotowa… Przecież nikt nie ma prawa Ci tego zabronić. Jesteś dorosła.” Jej „zgoda” dała mi poczucie, że swoją decyzją nie wywołam wojny domowej. To było takie zielone światło, dzięki któremu czułam jeszcze bardziej, że to jest ten czas. Nie było zarzutów, że to lekkomyślne, że decydujecie się na dziecko jakby to był widzimisię, zabawka? Jak na to reagowaliście? Nie zwątpiliście w słuszność decyzji?
Początkowo rodzice rzucali tekstami, że ja chyba nie wiem co to znaczy mieć dziecko, ile to obowiązków, wyrzeczeń. Fakt. Nikt nie wie. Możemy się przygotowywać na wszystko co najgorsze, ale i tak nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie jak to będzie naprawdę. Rzeczywistość zawsze to wszystko weryfikuje. Nikt nie wie na co się pisze, póki tego nie doświadczy. Kiedy już zaszłam w ciążę, dochodziły mnie słuchy, że to moja zachcianka, której będę żałować. Zachcianka? Tak można nazwać decyzję o nowej zabawce, nie przemyślaną decyzję o dziecku. NIGDY nie zwątpiłam w słuszność decyzji. Odczuwałam lęk przed nieznanym, odczuwałam momentami strach, ale miłość do Poli, która pojawiła się w momencie ujrzenia dwóch kresek na teście ciążowym, zawsze była ponad to wszystko. Wystarczy poczytać wpisy na blogu z okresu ciąży – żyłam tą całą ciążą, tą miłością, jakby nie istniało nic innego. Zmieniło Cię rodzicielstwo? Jakim tatą jest F.? Wiesz, my baby mamy macicę, hormony, instynkt, a im trudniej ponoć. Faceci w jego wieku często mają w głowie fiu bzdziu… Od początku bez problemu stanął na wysokości zadania?
Jest ktoś kogo rodzicielstwo nie zmienia? Nie sądzę. W momencie, w którym stajesz się odpowiedzialny za drugiego człowieka, zmieniają Ci się wszystkie priorytety. Zmienia się punkt widzenia, zmienia się postrzeganie wielu spraw, zmienia się … Wszystko. Jednak dzisiaj mogę śmiało powiedzieć, że dziecko uczyniło ze mnie lepszego człowieka. Wiesz…takiego wrażliwego na potrzeby innych, sprawiedliwego. Po prostu jestem takim człowiekiem, jakim chciałabym, żeby była Pola. Dojrzałam. I to bardzo. Kiedy przypomnę sobie swoje zachowanie jeszcze z okresu ciąży, czy jak Pola miała kilka miesięcy – to jest totalna przepaść. Jakim ojcem jest F.? Czasem żartuję sobie, że odkąd Pola pojawiła się na świecie, to w niektórych momentach brakuje dla mnie miłości z jego strony. Pola po prostu jest jego oczkiem w głowie. Jest w nią zapatrzony jak w obrazek. Taki obrazek, za którym czasem muszę stanąć, machać i krzyczeć „Haloo! Ja też tutaj jestem!” W przeciwieństwie do mnie, on nigdy nie miał do czynienia z małymi dziećmi. Ja od małego przewijałam dzieci siostry, usypiałam, karmiłam. On musiał uczyć się wszystkiego ode mnie. To nawet fajne, że kiedy ja myślę, że on siedzi i nie patrzy, to tak naprawdę obserwuje i potem sam postępuje podobnie. Zdecydowanie jest mniej stanowczy ode mnie, przecież to jego księżniczka… Oczywiście, żeby nie było zbyt cukierkowo – wkurza mnie czasem swoim podejście, wkurza mnie krzywo zapiętym pampersem, czy tym, że zamiast normalnie się bawić, oni skaczą jak nienormalni po łóżku – ale pozwalam ojcu być ojcem.
Pamiętam jednak, że w pierwszych miesiącach ciąży, mimo że była to nasza wspólna decyzja, on jakby się wycofał. Kiedy ja rozemocjonowana mówiłam jak będzie wyglądała Pola, co będziemy z nią robić – on nie podejmował tematu. Myślałam, że żałuje, że się boi. Wszystko zmieniło się jednak, kiedy brzuch w końcu w 6 miesiącu urósł, kiedy były kopniaki, i kiedy na usg Pola pokazała nam swoje dołeczki w policzkach. Wtedy poczuł, że to dziecko naprawdę istnieje. Po porodzie z kolei, angażował się od samego początku. Nie uciekał do znajomych, nie patrzył na dziecko jak na obcego. To on pierwszy w szpitalu ją przewijał ( nieważne jak mu to wychodziło), to on mi ją podawał do karmienia… Nawet kiedy się w pewnym momencie rozstaliśmy, w czasie największego kryzysu – on wciąż był dla Poli najlepszym ojcem, jakim umiał być. Jak rodzicielstwo wpłynęło na relacje między dwojgiem młodych ludzi, którzy nie mieli większych zmartwień, za to mnóstwo czasu dla siebie? Odnaleźliście się w nowej rzeczywistości od razu? Poczuliście, że to jest to, czy to proces? I skąd w takim wieku pewność, że ten związek jest tym właściwym?
W przypadku naszego związku, dziecko rzeczywiście było wywróceniem świata do góry nogami. Mieliśmy beztroskie życie, pełne wolnego czasu. Zero wydatków, obiadki podstawiane pod nos przez nasze mamy. Podróże, drogie prezenty, romantyczne wieczory we dwoje, spontaniczne wyjazdy. Dziecko było swego rodzaju wyzwaniem – musieliśmy nauczyć się ze sobą żyć pod jednym dachem, musieliśmy nauczyć się kompromisów. Oblaliśmy ten egzamin. Rozstaliśmy się, sama nie wiem czemu. Okazało się, że o ile dziecko pokochaliśmy, to nie umiemy poradzić sobie z tym, że nasz związek czy tego chcemy czy nie – nie będzie już taki sam. Rozłąka nie była długa, ale sprawiła, że wiele rzeczy sobie uświadomiliśmy. Kiedy on przychodził, starał się, prosił o szansę dla nas, ja byłam na nie. Obudziłam się jednak pewnego poranka w pustym mieszkaniu sama z Polą i pomyślałam „Co jeśli obudzę się za 50 lat i będę pluć sobie w brodę, że nie zrobiłam wszystkiego, by to ratować?„. Bo nie zrobiłam wszystkiego.
Ludzie w dzisiejszych czasach, wolą się rozstać, niż podjąć walkę. Tak jak z zabawką – lepiej wyrzucić, niż naprawiać w nieskończoność. Bo jak odpadnie ucho, które przykleimy, to zaraz odpadnie oko. Ciągle coś. I tak samo w związku – ciągle nad czymś musimy pracować. Dopiero kiedy zrozumieliśmy, że w związku nie można osiąść na laurach – wyszliśmy na prostą. Teraz jest dobrze. Tworzymy naprawdę fajną rodzinę, w której priorytetem jest miłość. Skąd pewność, że związek jest właściwym? To się po prostu czuje. Czujesz, że to z tym człowiekiem chcesz się zestarzeć, siedzieć przy kominku i oglądać albumy ze zdjęciami z młodości. Czujesz, że to z tym człowiekiem, mimo, że drażni Cię jak nikt, doprowadza do furii – to z nim chcesz iść przez życie, przeżywasz wszystkie najlepsze chwile. Po prostu czujesz, że to to. I nie ma na to jakiejś szczególnej definicji…Czy wasza decyzja była poprzedzona jakimś planem na temat mieszkania, przyszłości, pracy, czy ważne było tylko to, żeby Skarb był już z Wami?
Decyzja o dziecku, to nie tylko rzucenie „Będziemy mieli dziecko”. Trzeba się na to jakoś przygotować. Urządziliśmy sobie mieszkanie u moich rodziców, w celu zaoszczędzenia pieniędzy. Praca była od początku. Pracowałam zarówno i ja i F. Nie wyobrażałam sobie sytuacji, w której to rodzice mieliby finansować moje życie. I tak już dużym udogodnieniem było to, że udostępniają nam w swoim domu sporą przestrzeń, za którą nie musimy płacić. Co prawda, pomieszkaliśmy u rodziców tylko kilka miesięcy, ale była to dobra decyzja, zwłaszcza jeśli chodzi o pomoc, którą miałam w pierwszych miesiącach życia Poli. Co do przyszłości nie mieliśmy jakoś specjalnie sprecyzowanych planów. Najważniejsze było to, by stworzyć rodzinę i mieć pracę i pieniądze. Przyszłość? Tworzymy ją każdego dnia. Tu i teraz.Twój blog jest momentami wręcz.. intymny? Piszesz o swoich przeżyciach, przemyśleniach , czyta Cię tysiące ludzi. Nie boisz się tak odkrywać? dzielić słabościami, które każdy może wykorzystać przeciwko Tobie?
Każdy ma inną granicę swojej prywatności. To co dla jednych jest przesadzą, dla innych jest czymś normalnym. Nigdy nie miałam problemu z uzewnętrznianiem się. Jedyne czego się nauczyłam, to, żeby informacje, które przekazuję dalej światu, były po prostu „wyselekcjonowane”. Przykładowo filmik cudu narodzin Poli: dla jednych jest wręcz nie do pomyślenia, by pokazać coś takiego publicznie. A ja pytam: czemu nie? To najpiękniejszy dzień w moim życiu, czemu go nie uwiecznić i nie pokazać czytelnikom? Nie ma tam żadnych anatomicznych szczegółów, a są jedynie piękne ujęcia pokazujące miłość, wsparcie partnera. Nie uważam, że na blogu pokazuję czy piszę zbyt wiele o moim życiu. Jeśli tekst o walce o związek, niesie ze sobą przesłanie i może pomóc innym – czemu się tym nie podzielić.
Jest duża różnica, między pamiętniczkiem, w którym pisałabym ” Pokłóciłam się dzisiaj z F, on zarzuca mi, że…”, a konkretnym wpisem na blogu, opisującym kryzys, walkę o związek i końcowe wnioski. Wbrew pozorom i tam nie ma zbyt wielu szczegółów, które mogłyby mi jakoś zaszkodzić, czy odsłonić zbyt wiele. Pozornie to tak wygląda, ale … tylko pozornie. Czyta się to jak dobrą książkę. Ale po takim wpisie, nadal jedyne co ktoś wie, to, że był kryzys, i że jest lepiej. Nauczyłam się traktować blog i stronę na facebooku, jako coś, gdzie wstawiam tylko rzeczy, które mają jakiś sens, mogą na kogoś wpłynąć. Prywatność? To rozmowy w moich 4 ścianach, to moje życie seksualne, to moje smutki mniejsze i większe, o których nie chcę nikomu mówić, to moje „demony”. Jednak wszystko to co dzieje się w 4 ścianach, może po czasie obfitować w pomysł na wpis, który mimo, że nie pokaże zbyt wiele – będzie miał przekaz, którym należy podzielić się z całym światem.A zdajesz sobie sprawę, że możesz być dla kogoś wzorem, możesz sprawić, że ktoś zrobi podobnie jak ty, postawi wszystko na jedną kartę, urodzie, zmieni miejsce zamieszkania,ale.. będzie żałował? Nie boisz się odpowiedzialności za słowo?
Wpisy na moim blogu, to opis MOJEGO życia i moich wyborów. Ktoś może się tym sugerować, ale nie może zrzucać na mnie odpowiedzialności za swój wybór. Czytelnicy piszą do mnie, pytają o rady: zawsze odpowiadam co ja zrobiłam, ale nie mogę komuś powiedzieć, co ktoś ma zrobić. Każdy z nas ma inne życie, inne priorytety i każdy musi sam być odpowiedzialny za swój los. Mój blog może dawać innym jedynie motywację do zrobienia czegoś, ale nigdzie nie pada słowo ” Zrób to!”. Nie robię błędu, którzy robi wielu innych blogerów – jeśli oni zawalczyli o związek, to nakażą we wpisie „Ty walcz również!”. Wolę napisać: ” Każdy z nas sam ustala sobie granicę, w której należy powiedzieć – dość!”. To skłania do myślenia, ale niczego nie nakazuje. Chwytasz się wielu zajęć- dziecko,blog, projekt „fit mama”.Jesteś wielozadaniowa, czy nie wiesz co wybrać? Jakie mas plany na przyszłość?
Jeszcze kilka miesięcy temu, chwytałam się wielu zajęć na raz, nie wiedziałam co chcę robić w życiu, co sprawia mi największą przyjemność. Jednak od jakiegoś czasu, postanowiłam skupić się konkretnie na jednej rzeczy tzn. na blogu. Jeśli kocham pisać, sprawia mi to radość i jeszcze mogę na tym zarobić – to trzeba to rozwijać dalej. Nadal lubię robić zdjęcia ( to też część blogowania) i nadal chcę szkolić swoje umiejętności, ale tylko i wyłącznie na potrzeby bloga – już nie na potrzeby innych projektów foto. Blogosfera jest o tyle fajna, że pozwala otwierać się na nowe wyzwania, daje nam wiele możliwości. Jednak trzymam się jednej zasady: robić jedną rzecz, ale porządnie. Owszem, biorę udział w projekcie fitmama, ale nie jest to mój priorytet i nowy pomysł na życie. Projekt #fitmama to projekt 4 blogerek, które na oczach czytelników zmagają się ze swoimi słabościami i walczą o bycie „fit”, a tym samym motywują do pracy innych. Miałyśmy wszystkie dość motywowania przez już wyrzeźbione trenerki. Pora pokazać, jak ta cała walka, by tak wyglądać, się odbywa. Trzeba pokazać, że to setki prób i wątpliwości, które jeśli pokochamy – osiągniemy sukces.
Plany na przyszłość? Póki co widzę siebie właśnie w blogosferze. Wierzę, że mogę zajść naprawdę daleko, stawiając na szczerość i autentyczność. Już i tak zaszłam bardzo daleko, ale wciąż nie mówię „stop”, wręcz przeciwnie. Ja się dopiero rozkręcam. Jestem jednak nadal zdania, że blog to taka furtka, która wciąż otwiera mi nowe drzwi. Nie wybiegam zbyt daleko z planami na przyszłość. Tak jak już wcześniej napisałam. Pracuję na nią tu i teraz. A jak ona będzie wyglądać? Tego nie wiem. Co mogłabyś powiedzieć młodym dziewczynom, które czuja się gotowe na rodzicielstwo,ale jednocześnie bardzo się boją? przed czymś przestrzec? uspokoić?
Decyzja o dziecku jest zawsze indywidualna. Nigdy nie jest się w 100 % gotowym. Jeśli ktoś od dłuższego czasu tego, pragnie, rozważył wszystkie za i przeciw – to lęk i strach i tak będą nam towarzyszyć. Tak jesteśmy skonstruowani. Boimy się tego, czego nie znamy. Dlatego dziewczyno?! Jeśli jesteś gotowa tak samo jak i Twój partner, jeśli instynkt macierzyński nie pozwala Ci normalnie funkcjonować, a słodkie dzidziusie w reklamach od kilku miesięcy wyciskają z Ciebie łzy – do dzieła. Strach, będzie Ci towarzyszył zawsze, przy podejmowaniu poważnych decyzji w życiu. Właściwie to radziłabym się nawet do tego uczucia przyzwyczaić… 🙂Alicja Wegner- 22 letnia kobieta, matka i narzeczona. Absolwentka Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która zamiast pracy w służbach mundurowych… Wybrała blog. Każdego dnia motywuje do walki o swoje marzenia tysiące czytelników i sama pokazuje jak jej życie z dnia na dzień staje się takie jakie pragnie, by było.
Comment
Ooo! Bardzo niezwykłe- w obecnych czasach – podejście…ja też bardzo młodo zostałam mamą, było to dla mnie całkowicie naturalne, chociaż nie było łatwo, milo i przyjemnie, udało nam się (wraz z mężem:-)), pogodzić wszystko – nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Macierzyństwo, Ojcostwo – to naturalne stany – i jeśli tak na to spojrzeć – absolutnie w niczym nie będą przeszkadzały:-)! Na marginesie : dzisiaj wszyscy, którzy wtedy, na nas, młodych rodziców patrzyli z „dziwnym wzrokiem” – zazdroszczą, że mamy dzieci odchowane i świetny z nimi kontakt !