Rodzice osaczeni zewsząd radami „życzliwych” i wszechwiedzących, a często samozwańczych ekspertów, tracą pewność siebie i poczucie, że dobrze wychowują swoje dziecko. Z jednej strony, ktoś z boku ciągle próbuje im mówić, co jest dobre dla ich dziecka, z drugiej, kiedy sami czują się zdezorientowani, zaniepokojeni, wstydzą się poprosić o pomoc i poradę, z obawy przed oskarżeniem o niekompetencję. Wizyta z dzieckiem u psychologa, to wciąż dla wielu ludzi absurdalny pomysł i szukanie w dziecku problemu, dowód na bycie przewrażliwionym rodzicem. Tymczasem, rozmowa z kimś, kto obiektywnie spojrzy na nasze dziecko i wesprze nas w jego wychowaniu, może okazać się bezcenna. Dziś rozmawiam z psychologiem dziecięcym, na co dzień pracującym w kilku przedszkolach – Natalią Perek. Przeczytajcie koniecznie, jak rozmawiać z dzieciakami, żeby nie burzyć ich samooceny, na czym się skupić i… w jaki sposób odzyskać przekonanie, że jesteśmy wystarczająco dobrymi rodzicami, a nasze dzieci są wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju!Na czym na co dzień polega Twoja praca? Wyławiasz z grup przedszkolnych dzieci, które „różnią się od innych” i rozpoczynasz diagnozę, czy na co dzień po prostu stymulujesz dzieciaki do rozwoju?
Przedszkole to bardzo dynamiczne miejsce – codziennie przelewa się przez nie fala przeróżnych emocji, od totalnej euforii po niewyobrażalną złość, czy skrajną rozpacz. Dzieci rzadko tłumią swoje uczucia, więc ciągle coś się dzieje, w każdym momencie można w przedszkolu doświadczyć zarówno trudnych sytuacji, jak i totalnie wzruszających. Staram się w przedszkolu nie szukać ,,odmieńców”, dzieci, które się nie wpisują w pewne normy. Moja praca polega raczej na obserwowaniu, jak dzieciaki radzą sobie w przedszkolnym świecie i wspieraniu tych, którzy tego potrzebują. Wiadomo – czasem trzeba większego wsparcia, zdarza się, że zauważamy u dzieci cechy, które nie sprzyjają ich funkcjonowaniu, które wymagają stałej i codziennej pracy wielu specjalistów – wtedy staram się namówić rodziców na diagnozę i wkraczamy na ścieżkę prowadzącą od poradni do poradni, poprzez różne fundacje i ośrodki, żeby znaleźć odpowiedź na to, co się dzieje i jak można pomóc.Starsze pokolenia często mówią, że za ich czasów nie było tego wszystkiego – dysortografii, dysleksji, autyzmu, ADHD i innych zaburzeń, które teraz zyskują medyczne zaświadczenie. Naprawdę zaburzenia to plaga naszych czasów, czy wcześniej były po prostu bagatelizowane?
Trudno powiedzieć. Z jednej strony badania populacji świadczą o tym, że tych zaburzeń diagnozuje się zdecydowanie więcej, z innej strony mamy zdecydowanie większy dostęp do specjalistów, niż kilkadziesiąt lat temu. W moim przedszkolu ponad dwadzieścia lat temu nie było psychologa ani logopedy. Dziś to raczej standard. Zresztą – sami rodzice mają coraz większą wiedzę, otwarcie mówi się o trudnościach rozwojowych, każdy mniej więcej wie, co może być niepokojące w zachowaniu dziecka. Czasem to bardzo potoczna wiedza, ale wystarczy, żeby zacząć zastanawiać się, czy nie potrzebna jest pomoc. Z innej strony polskie kilkulatki spędzają czas zupełnie inaczej niż kilka pokoleń wstecz. Często w pierwszym kontakcie z dzieckiem rysuję ich ulubione aktywności – w prawie każdym rysunku jest tablet, komputer, telewizor. Tablet i inne multimedia nie zastąpią zabaw na podwórku, nie rozwiną u dziecka tego, co trzepak, budowanie baz w krzakach, czy zabawa w policjantów i złodziei.Co się działo i dzieje z dzieciakami, które w porę nie uzyskają pomocy psychologa, nie zostaną zdiagnozowane?
Im wcześniej, tym lepiej – to na pewno. Często pewne trudności mijają z wiekiem, każde dziecko rozwija się w swoim tempie. Diagnoza zaburzeń rozwojowych u dziecka potrzebna jest przede wszystkim do tego, by dziecko zostało objęte pomocą. Nie jestem fanką przyklejania etykietek, jeśli dziecko potrzebuje większej stymulacji, a nie stałej opieki wielu specjalistów, to wolę poczekać z diagnozą i po prostu wspierać rozwój tak, jak się da bez diagnozy. Być może za pół roku, rok nie będzie śladu po trudnościach. Wiele dzieci, z którymi pracuję nie ma trudności rozwojowych, a emocjonalne. Wtedy potrzebna jest pomoc tu i teraz. Moim zdaniem okres przedszkolny to czas, w którym nasze emocje powinny być zaopiekowane jak to tylko możliwe. Przez rodziców, wychowawców, psychologa. Żeby czteroletnia zalękniona Jula wyrosła na spokojną, odważną Julię.Rodzice bywają albo przewrażliwieni na punkcie swoich dzieci i dramatyzują na temat każdego, nawet najmniejszego problemu albo są w nich tak zakochani, że nie dociera do nich, że cokolwiek może być nie tak. Jak zatem rozmawiać z nimi, żeby nie wystraszyć, nie zrazić, nie sprawić, że zbagatelizują problem, a jednocześnie, że nie zaczną rozpaczać?
Staram się wspierać rodziców, którzy do mnie trafiają. Nie oceniać, nie wciskać gotowych diagnoz i rozwiązań, a wysłuchać i razem szukać rozwiązania. Bardzo ważne w takiej rozmowie jest to, by rodzic sam opowiedział, jak widzi własne dziecko, w czym jest dobre, co lubi, co często robi, a jakie ma trudności. I jak sobie z tymi trudnościami radzi. Bardzo staram się zawsze pamiętać, że to ich dziecko, i to oni są ekspertami. Ja jestem tylko wsparciem, dodatkowym obserwatorem, któremu rodzic może zaufać, ale nie musi.Czy placówki przedszkolne mają obowiązek zatrudniać psychologa? Czy dla rodziców to ważne? I czy prywatne podlegają jakiejś kontroli, też muszą spełniać te same wymogi?
Każde przedszkole ma obowiązek zapewnić dzieciom, które tego potrzebują tzw. pomoc psychologiczno – pedagogiczną. Zwłaszcza, jeśli trafiają do przedszkola dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych lub potrzebujące wczesnego wspomagania rozwoju. Są to dzieci, które mają opinię lub orzeczenie z poradni. Decydując się na przyjęcie takiego dziecka, przedszkole musi mu zapewnić odpowiednią pomoc. I wiadomo – jak wszędzie wiąże się z tym odpowiednia papierologia i wizja kontroli. Czy prywatne, czy publiczne przedszkole – różnicy wielkiej nie ma.Jestem rodzicem. Chciałabym wierzyć, że natura wyposażyła mnie w odpowiednie możliwości i kompetencje do tego, żeby wychować dziecko. Tym czasem, czuję się coraz mniej pewnie i coraz bardziej osaczona. Wszyscy wokół mnie wiedza lepiej – jak karmić, jak rozmawiać, jakim być. To może wzbudzać złość i niechęć – nie ma tych wszystkich ekspertów na co dzień, nie rodziły mojego dziecka, nie wstawały do niego w nocy, nie znają go. Jak mam zaufać i uwierzyć, że chcą dla mnie dobrze?
Myślę sobie, że każdy ma możliwość być wystarczająco dobrym rodzicem dla swojego dziecka. Nie idealnym, nie perfekcyjnym – z dążenia do perfekcji w rodzicielstwie rodzą się same kłopoty. Moim zdaniem każdy potrafi być po prostu zwyczajnym, w miarę fajnym rodzicem, który się stara i chce dobrze. Rozmawiając z rodzicami często mam wrażenie, że w rodzinie najbardziej przydatny byłby trening asertywności – żeby raz, a porządnie ukrócić samozwańczych ekspertów – te wszystkie teściowe, matki, ciotki i panie z warzywniaka. Ale z drugiej strony te same osoby – może oprócz pani z warzywniaka – często przydają się do pomocy przy dziecku. Dlatego najlepiej byłoby wprowadzić w szkołach rodzenia jakieś kursy mediacji.Co powinno nas zaniepokoić na każdym z etapów życia naszego 3, 4, 5, 6 latka? Co w tym wieku jest zupełnie normalne, a jakie zachowania, problem w opanowaniu jakich umiejętności, powinien nas skłonić do zasięgnięcia porady eksperta? A kiedy nie panikować?
Bardzo szerokie pytanie. W przedszkolach nauczyciele prowadzą cykliczne obserwacje dzieci, warto poprosić co jakiś czas o podsumowanie wyników takiej obserwacji. Wychowawca dziecka widzi więcej, niż rodzic – obserwuje dziecko codziennie w środowisku rówieśniczym, wie, jak radzi sobie na zajęciach dydaktycznych, które obszary są fajnie rozwinięte, a gdzie przydałaby się dodatkowa praca. Bardzo ważny jest rozwój mowy – warunkuje on rozwój wielu innych obszarów. Na mowę należy zwrócić wielką uwagę. A zdarza się, że do przedszkola trafiają dzieci trzyletnie, które nie mówią. Rodzice jedynaków, którzy nie maja zbyt wiele kontaktu z innymi dziećmi potrafią nie zauważyć tego, że ich dziecko mówi mniej, niż inne, albo nawet wcale. Warto więc zapewniać dziecku i sobie dostęp do rówieśników – nie wpadając oczywiście w manię porównań. Mniej ważne od tego, czy dziecko jest na odpowiednim etapie rozwoju wg. takiej, czy innej książki, jest to czy ten rozwój trwa. Czy dziecko mówi, porusza się, rysuje, bawi się inaczej niż miesiąc temu, pół roku, rok. I czy nawiązuje relacje, inicjuje kontakty, jest ciekawe otoczenia i ludzi.Jak ważna jest wczesna diagnoza? Zaburzenia w rozwoju są wyleczalne? Można wyleczyć autyzm?
Im dłużej się nad czymś pracuje, tym większa jest szansa powodzenia. Dzieci, które nie zrobiły tzw. kroków milowych dla dwulatka, nie poradzą sobie z wyzwaniami stawianymi przez świat dla trzylatka. Dlatego ważna jest jak najwcześniejsza stymulacja i odpowiednia opieka. Czy można wyleczyć autyzm – pytanie pułapka. Wierzę, że można wiele zmienić w funkcjonowaniu małego autysty. Można nawiązać z nim silną relację, poznać jego sposób widzenia świata, pomóc mu zobaczyć i zrozumieć nasz świat. W mojej pracy z dziećmi autystycznymi najpiękniejsze momenty są wtedy, kiedy słyszę, jak dziecko mówi ,,siadaj”, ,,cześć”, albo ,,papa”. I mam wielką nadzieję, że usłyszę też ,,co słychać”, albo ,,lubię się z tobą bawić”. Ale prócz autyzmu są różne inne trudności, z którymi można sobie poradzić i całkowicie wyciągnąć z nich dziecko, jeśli włoży się w to odpowiednio dużo dobrej pracy.
Jakie najczęstsze zaburzenia dostrzegasz pośród swoich podopiecznych?
Pierwsza myśl – trudności z wyrażaniem złości. Nie jest to zaburzenie, ale obszar, w którym wiele dzieci potrzebuje pomocy. I trudno się dziwić – skoro codziennie słyszą, że trzeba być grzecznym, że z płaczącymi dziećmi się nie gada, że złość piękności szkodzi, a takich nerwusów to nikt nie lubi. Dzieci myślą, że jedyna dopuszczalna i akceptowalna emocja to ,,uśmiechnięta buzia”. Smutek, lęk i złość to są emocje, które się dorosłym nie podobają. Dlatego staram się dużo o tym rysować – bo z kilkulatkami rozmawiam poprzez rysunek. Rysujemy planety złości, domy smutku, wymyślamy, jak wyglądają nasze strachy, tworzymy całe księgi fajnych sposobów na złość. I uczymy się, po co nam te uczucia.I czy masz już tzw. „zboczenie zawodowe”, które jest ponoć bliskie wszystkim psychologom, polegające na diagnozowaniu wszystkich dzieci? 😉
Myślę, że to raczej dzieciaci przyjaciele żyją w ciągłym strachu, że coś zdiagnozuję u ich dziecka. I dlatego większość wizyt towarzyskich kończy się demonstracjami umiejętności ich dzieci i hasłem ,,no patrz, wczoraj się jej udało” i ,,zazwyczaj to ona tak nie płacze, jakiś ma słaby dzień”. Moje zboczenie zawodowe uaktywnia się wtedy, kiedy z automatu proponuję dziecku ,,może narysujemy dom, a w nim rodzinę”…Jak rozmawiać z dzieckiem na temat jego problemów, żeby nie czuło się gorsze? Rówieśnicy bywają bezlitośni dla każdego, kto się od nich różni, a samoocena podważona na tak wczesnym etapie życia, może odbić się szerokim echem na całym życiu malucha…
Ważne jest, żeby dużo rozmawiać o tym, w czym dziecko jest dobre. O tym, co lubi, co mu sprawia przyjemność. I zapewniać, że fajnie się z nim spędza czas, że nam na nim zależy. Dzieci kilkuletnie są świadome swoich trudności – zwłaszcza, jeśli żyją w grupie rówieśników. Nie wolno się bać takich rozmów. Moje zasady to: nie oceniać, nie porównywać, nie strofować, a starać się zrozumieć i wesprzeć. I nie kłamać. Bo dziecko dobrze wie, jak jest. Mamy na rynku ogromny wybór pięknych książek dla dzieci, poprzez które można dotknąć wielu codziennych kłopotów i nawiązać rozmowę. A czasami wystarczy taką książkę po prostu razem przeczytać. Dzieci świetnie przyswajają metafory, historie, często bez potrzeby topornego tłumaczenia, o co w nich chodzi. Natalia Perek – z wykształcenia psycholog, z zawodu psycholog dziecięcy. Jest w trakcie kursu z zakresu arteterapii dziecięcej, w przeszłości ukończyła także kurs terapii sądowej. Potrafi znaleźć wspólny język z ludźmi w każdym wieku i to w trzech językach. Prywatnie – miłośniczka podróży, spacerów z psem i dobrej książki.
Napisz komentarz