W każdej reklamie produktów dla dzieci występuje mama, która na oko ma maksymalnie 25 wiosen. Szybki rachunek skłania do refleksji, że ten obraz szczęścia musiałaby w życiu realnym wypracowywać od najmłodszych lat, a pierwsze dziecko urodzić najpóźniej w szkole średniej. No ale przecież to telewizyjna iluzja. Jak wygląda prawdziwe życie nastolatki, która zobaczy na teście dwie kreski? Ma szanse być udane i poukładane? Poznajcie ze mną historię Pauliny, autorki bloga www.potwora.pl, którą życie, zamiast na wymarzone studia dziennikarskie, zaprowadziło na porodówkę.Macierzyństwo to życiowa rewolucja bez względu na wiek matki. Nie znam żadnej, która nie byłaby przerażona nową rolą. To przerażenie jest odwrotnie proporcjonalne do wieku? Czy wiek nie ma tu nic do gadania?
Wiek to tylko liczby, nie oceniamy człowieka po roczniku, oceniamy go po jego czynach, dojrzałości – czyli po dokonywanych wyborach, po tym jak radzi sobie z problemami. Wiek to tylko pewien odnośnik, żadna wiadoma. Znam dziewczyny, które całkiem świadomie decydowały się na dziecko zaraz po liceum. Nie wiem czy były dojrzałe emocjonalnie, nie wiem czy potrafiły radzić sobie z samą sobą. Przerażenie przyszło na porodówce. Urodziły i rodzą dalej. Nie znają innego sposobu na życie, ale są wspaniałymi mamami. Ja tak właśnie widziałam macierzyństwo gdy byłam nastolatką, jako koniec wolności. Jak być wolną mając małe dziecko? Jak myśleć o sobie, kiedy trzeba płacić rachunki? Jak spotykać się z przyjaciółmi, kiedy dziecko nie chce odstąpić cię na krok? Byłam przerażona odpowiedzialnością, jaka miała na mnie spaść. Mając dopiero co zdaną maturę, nie potrafiłam wziąć odpowiedzialności za swoje decyzje, a co dopiero za inne życie. Zdecydowałam się urodzić. Myślę, że to był mój pierwszy krok w stronę dojrzałości.Niektóre są stworzone do macierzyństwa, inne je oswajają, jeszcze inne nie odnajdują się do końca nigdy. Jak było u Ciebie- miłość,biologia, hormony zadziały od razu?
Moja ciąża była skomplikowana, mój poród był skomplikowany. Moje życie wówczas było pełne stresu, rozczarowań i wątpliwości. Rodzina jednak mnie zapewniała, że „dziecko wszystko zmieni”, a moje życie nabierze sensu. Czekałam do porodu, czekałam na ten cud, czekałam na to „bum” i obiecany lukier. Pierwszy rok życia mojego dziecka pamiętam jak przez mgłę. Najgorszy czas. Pełen bólu, niezrozumienia, nienawiści. Nienawidziłam siebie za to, że nie potrafię pokochać własnego dziecka. Że denerwuje mnie każdy jej jęk, płacz, potrzeba. Do cholery, jestem matką! MUSZĘ kochać własne dziecko. Dopiero po czasie dowiedziałam się, że nie muszę, że miłość nie przychodzi zaraz po porodzie, że tego się nauczę z czasem, że najpierw muszę poradzić sobie ze swoimi emocjami, żeby móc wyjść na przeciw potrzebom mojego dziecka.
Wiek to tylko liczby, nie oceniamy człowieka po roczniku, oceniamy go po jego czynach, dojrzałości – czyli po dokonywanych wyborach, po tym jak radzi sobie z problemami. Wiek to tylko pewien odnośnik, żadna wiadoma. Znam dziewczyny, które całkiem świadomie decydowały się na dziecko zaraz po liceum. Nie wiem czy były dojrzałe emocjonalnie, nie wiem czy potrafiły radzić sobie z samą sobą. Przerażenie przyszło na porodówce. Urodziły i rodzą dalej. Nie znają innego sposobu na życie, ale są wspaniałymi mamami. Ja tak właśnie widziałam macierzyństwo gdy byłam nastolatką, jako koniec wolności. Jak być wolną mając małe dziecko? Jak myśleć o sobie, kiedy trzeba płacić rachunki? Jak spotykać się z przyjaciółmi, kiedy dziecko nie chce odstąpić cię na krok? Byłam przerażona odpowiedzialnością, jaka miała na mnie spaść. Mając dopiero co zdaną maturę, nie potrafiłam wziąć odpowiedzialności za swoje decyzje, a co dopiero za inne życie. Zdecydowałam się urodzić. Myślę, że to był mój pierwszy krok w stronę dojrzałości.Niektóre są stworzone do macierzyństwa, inne je oswajają, jeszcze inne nie odnajdują się do końca nigdy. Jak było u Ciebie- miłość,biologia, hormony zadziały od razu?
Moja ciąża była skomplikowana, mój poród był skomplikowany. Moje życie wówczas było pełne stresu, rozczarowań i wątpliwości. Rodzina jednak mnie zapewniała, że „dziecko wszystko zmieni”, a moje życie nabierze sensu. Czekałam do porodu, czekałam na ten cud, czekałam na to „bum” i obiecany lukier. Pierwszy rok życia mojego dziecka pamiętam jak przez mgłę. Najgorszy czas. Pełen bólu, niezrozumienia, nienawiści. Nienawidziłam siebie za to, że nie potrafię pokochać własnego dziecka. Że denerwuje mnie każdy jej jęk, płacz, potrzeba. Do cholery, jestem matką! MUSZĘ kochać własne dziecko. Dopiero po czasie dowiedziałam się, że nie muszę, że miłość nie przychodzi zaraz po porodzie, że tego się nauczę z czasem, że najpierw muszę poradzić sobie ze swoimi emocjami, żeby móc wyjść na przeciw potrzebom mojego dziecka.
To była depresja, mało ludzi z mojego otoczenia zdaje sobie z tego sprawę. Dla nich byłam po prostu zmęczona codziennością. Poza tym dla nich nauczyłam się uśmiechać, kiedy w środku rozpadałam się na kawałki. Oswoiłam się z macierzyństwem. Pogodziłam swoje role. W końcu wiem co to znaczy kochać. Nie będę Cię pytać o intymne i prywatne sprawy, powiesz ile będziesz chciała, zamiast zagajać jak to było z Tobą, zapytam ogólniej – jak musi wyglądać życie i sytuacja tak młodej mamy, żeby miała szanse mimo trudności i odpowiedzialności być szczęśliwą i dobrą mamą?
Młoda mama musiałaby być samodzielna, przede wszystkim finansowo. Ja wiem, że pieniądze to nie wszystko, że są instytucje, że zawsze jest rodzina. Ojciec. Tylko, kiedy mama (nie tylko młoda mama) czuje komfort psychiczny, czuje się stabilnie i bezpiecznie, to jest w stanie bardziej poświęcić się nowo narodzonemu dziecku. Nie traci energii na kombinowanie, na martwienie się o domowy budżet. Myśli o sobie i o swoim szczęściu. Trudno wymagać od nastolatki stabilności finansowej, chyba, że jej rodzina jest w stanie ją wesprzeć. Ja nie miałam tego komfortu i nie mam nikomu tego za złe. Z momentem kiedy zdecydowałam się urodzić, postanowiłam również dokonać wszelkich starań, żeby nas utrzymać. Jestem szczęśliwa, mimo że czasami odmawiam sobie przyjemności. A i tak myślę, że mam dzisiaj więcej niż kiedykolwiek. Wszystko ma swoją cenę, ale i wartość. Cym zapłaciłaś za swoje wczesne rodzicielstwo? I co zyskałaś względem tych, którzy decyzje o potomstwie zakładają na potem?
Nie straciłam zbyt wiele, bo jedynie fałszywych znajomych i studia. O tym co zyskałam mogłabym opowiadać godzinami! Miałam trudności, miałam problemy, depresję, ale to właśnie one uczyniły mnie silniejszą. Jestem świadoma siebie, tego co robię, co czuję. Dowiedziałam się kim jestem, dopiero wtedy gdy zostałam mamą. Maja zmusza mnie do myślenia prawie na każdym kroku. Zastanawiam się nad swoimi reakcjami. Macierzyństwo dało mi szansę, a ja ją sprytnie wykorzystuję. Jestem pewniejsza siebie, swoich wyborów. Robię to co lubię, to co naprawdę lubię a nie to co wydaję mi się, że lubię. Jestem zdyscyplinowana, bardziej asertywna. Walczę o siebie. A w tym wszystkim, dziewięćdziesiąt procent swojego czasu poświęcam córce.
Młoda mama musiałaby być samodzielna, przede wszystkim finansowo. Ja wiem, że pieniądze to nie wszystko, że są instytucje, że zawsze jest rodzina. Ojciec. Tylko, kiedy mama (nie tylko młoda mama) czuje komfort psychiczny, czuje się stabilnie i bezpiecznie, to jest w stanie bardziej poświęcić się nowo narodzonemu dziecku. Nie traci energii na kombinowanie, na martwienie się o domowy budżet. Myśli o sobie i o swoim szczęściu. Trudno wymagać od nastolatki stabilności finansowej, chyba, że jej rodzina jest w stanie ją wesprzeć. Ja nie miałam tego komfortu i nie mam nikomu tego za złe. Z momentem kiedy zdecydowałam się urodzić, postanowiłam również dokonać wszelkich starań, żeby nas utrzymać. Jestem szczęśliwa, mimo że czasami odmawiam sobie przyjemności. A i tak myślę, że mam dzisiaj więcej niż kiedykolwiek. Wszystko ma swoją cenę, ale i wartość. Cym zapłaciłaś za swoje wczesne rodzicielstwo? I co zyskałaś względem tych, którzy decyzje o potomstwie zakładają na potem?
Nie straciłam zbyt wiele, bo jedynie fałszywych znajomych i studia. O tym co zyskałam mogłabym opowiadać godzinami! Miałam trudności, miałam problemy, depresję, ale to właśnie one uczyniły mnie silniejszą. Jestem świadoma siebie, tego co robię, co czuję. Dowiedziałam się kim jestem, dopiero wtedy gdy zostałam mamą. Maja zmusza mnie do myślenia prawie na każdym kroku. Zastanawiam się nad swoimi reakcjami. Macierzyństwo dało mi szansę, a ja ją sprytnie wykorzystuję. Jestem pewniejsza siebie, swoich wyborów. Robię to co lubię, to co naprawdę lubię a nie to co wydaję mi się, że lubię. Jestem zdyscyplinowana, bardziej asertywna. Walczę o siebie. A w tym wszystkim, dziewięćdziesiąt procent swojego czasu poświęcam córce.
Nie skończyłam studiów, ale dzięki temu dowiedziałam się, że to nie był odpowiedni kierunek dla mnie. Założyłam bloga, który pozwolił mi zainteresować się pisaniem na poważnie. Poznałam ludzi, którzy mnie zainspirowali i zmusili do nauki. Jestem leniwym samoukiem. Jestem młodą mamą, z maturą, która w CV ma wpisanego bloga i kilkanaście współprac w ramach kreatywnego pisania. Ludzie mnie lubią, niektórzy podziwiają. Doceniają i chwalą. To jestem ja. Inne mamy mogą całkiem inaczej przyjmować macierzyństwo. Dla innych rachunek może być ujemny, dla jeszcze innych równy. Dla mnie zawsze będzie dodatni. I wcale nie szukam na siłę pozytywów!Co powiedziałabyś teraz licealistce, która właśnie zobaczyła na teście dwie kreski?
Że nie jest już sama. Zastanawiam się, co sama chciałam usłyszeć. „Będzie dobrze”? To takie nic nieznaczące zdanie. Chciałam wtedy, żeby mnie ktoś przytulił, uśmiechnął się i powiedział, że będzie ze mną tutaj mimo wszystko. Chciałam czuć się bezpiecznie.Nawiązując do bloga – ciężko go nazwać stricto parentingowym. Mogę się mylić, jeśli tak, to mnie popraw, ale widzę na nim szalenie romantyczną, momentami ckliwą duszę, która słowami fotografuje rzeczywistość. Skąd pomysł na bloga? Po co i dla kogo go piszesz?
Z tym blogiem, to czysty przypadek. Zaczynałam bez jakiejkolwiek wiedzy o blogosferze. Nie znałam blogerów. Nie wiedziałam co i jak,że potrzebny szablon i Facebook. Musiałam w jakiś sposób wyjść do ludzi, pokazać się, przykuć uwagę. Miałam taką potrzebę. Postanowiłam założyć bloga i pisać o tym jak macierzyństwo wygląda naprawdę. Czyli nie ubierać go w kolorowy papier i nie obsypywać brokatem, ale pisać o kupach, dziurawych chodnikach, obrzyganych ciuchach i palących ciężarnych. Dzisiaj się z tego śmieję, jednak takie miałam początki. Musiałam jakoś zacząć, żeby dopuścić do głosu swoją prawdziwą naturę. Moją pasję do opisywania rzeczywistości. Dzisiaj piszę tylko to co czuję i tylko wtedy kiedy czuję. Nie piszę na siłę, nie zmuszam się do publikowania, nie tworzę „zapchajdziur”, żeby tylko blog utrzymać. Nie potrafię tak publikować. Nie jestem już autorką bloga parentingowego. Nie wiem czy tak naprawdę kiedykolwiek nią byłam. Nie piszę dla nikogo konkretnego. Mam po prostu nadzieję, że są gdzieś ludzie, którzy czują tak jak ja, że znajdzie się ktoś, kto zobaczy w moim tekstach siebie. Że jest ktoś, kto widzi świat podobnie. Jest związany z Twoimi zawodowymi kolejami losu czy marzeniami (nie wiem, czy miałaś zostać drugą Poświatowską, ale pochłonęła Cię córa i na blogu sobie rekompensujesz? 😉 Oczywiście półżartem piszę, ale pytam poważnie, bo dostrzegam miłość do klepania słów, skądinąd znaną mi przecież!
Kocham pisać, marzę o tym, żeby pisać, chcę przekuć swoją pasję na zawód. Akurat córka uświadomiła mi, że dziennikarstwo, o którym zawsze marzyłam, nie jest moją drogą, więc to, że mnie teraz skutecznie absorbuje, w przyszłości może zaowocować czymś innym. Lepszym. Dobrze mnie wyczułaś, jest we mnie ogromna miłość do klepania słów. Udoskonalam siebie, swój warsztat, ćwiczę. W międzyczasie próbuję pracować tak jak potrafię, pisząc dla innych, wymyślając fajne rzeczy dla innych, wykorzystywać swoją kreatywność i umiejętności do maksimum. Matka, szczególnie młodziutka, musi mieć grubą skórę. Nie tylko ze względu na ogrom obowiązków i wyzwań, ale i na reakcje innych, którzy często komentują nasze życie. Tymczasem, powtórzę po raz kolejny, dostrzegam ogromną wrażliwość… Byłaś mamą za dnia pchającą wózek, a wieczorem płaczącą w poduszkę?
Że nie jest już sama. Zastanawiam się, co sama chciałam usłyszeć. „Będzie dobrze”? To takie nic nieznaczące zdanie. Chciałam wtedy, żeby mnie ktoś przytulił, uśmiechnął się i powiedział, że będzie ze mną tutaj mimo wszystko. Chciałam czuć się bezpiecznie.Nawiązując do bloga – ciężko go nazwać stricto parentingowym. Mogę się mylić, jeśli tak, to mnie popraw, ale widzę na nim szalenie romantyczną, momentami ckliwą duszę, która słowami fotografuje rzeczywistość. Skąd pomysł na bloga? Po co i dla kogo go piszesz?
Z tym blogiem, to czysty przypadek. Zaczynałam bez jakiejkolwiek wiedzy o blogosferze. Nie znałam blogerów. Nie wiedziałam co i jak,że potrzebny szablon i Facebook. Musiałam w jakiś sposób wyjść do ludzi, pokazać się, przykuć uwagę. Miałam taką potrzebę. Postanowiłam założyć bloga i pisać o tym jak macierzyństwo wygląda naprawdę. Czyli nie ubierać go w kolorowy papier i nie obsypywać brokatem, ale pisać o kupach, dziurawych chodnikach, obrzyganych ciuchach i palących ciężarnych. Dzisiaj się z tego śmieję, jednak takie miałam początki. Musiałam jakoś zacząć, żeby dopuścić do głosu swoją prawdziwą naturę. Moją pasję do opisywania rzeczywistości. Dzisiaj piszę tylko to co czuję i tylko wtedy kiedy czuję. Nie piszę na siłę, nie zmuszam się do publikowania, nie tworzę „zapchajdziur”, żeby tylko blog utrzymać. Nie potrafię tak publikować. Nie jestem już autorką bloga parentingowego. Nie wiem czy tak naprawdę kiedykolwiek nią byłam. Nie piszę dla nikogo konkretnego. Mam po prostu nadzieję, że są gdzieś ludzie, którzy czują tak jak ja, że znajdzie się ktoś, kto zobaczy w moim tekstach siebie. Że jest ktoś, kto widzi świat podobnie. Jest związany z Twoimi zawodowymi kolejami losu czy marzeniami (nie wiem, czy miałaś zostać drugą Poświatowską, ale pochłonęła Cię córa i na blogu sobie rekompensujesz? 😉 Oczywiście półżartem piszę, ale pytam poważnie, bo dostrzegam miłość do klepania słów, skądinąd znaną mi przecież!
Kocham pisać, marzę o tym, żeby pisać, chcę przekuć swoją pasję na zawód. Akurat córka uświadomiła mi, że dziennikarstwo, o którym zawsze marzyłam, nie jest moją drogą, więc to, że mnie teraz skutecznie absorbuje, w przyszłości może zaowocować czymś innym. Lepszym. Dobrze mnie wyczułaś, jest we mnie ogromna miłość do klepania słów. Udoskonalam siebie, swój warsztat, ćwiczę. W międzyczasie próbuję pracować tak jak potrafię, pisząc dla innych, wymyślając fajne rzeczy dla innych, wykorzystywać swoją kreatywność i umiejętności do maksimum. Matka, szczególnie młodziutka, musi mieć grubą skórę. Nie tylko ze względu na ogrom obowiązków i wyzwań, ale i na reakcje innych, którzy często komentują nasze życie. Tymczasem, powtórzę po raz kolejny, dostrzegam ogromną wrażliwość… Byłaś mamą za dnia pchającą wózek, a wieczorem płaczącą w poduszkę?
Przez pewien czas tłumiłam swoje uczucia, nie chciałam pokazywać swoich słabości. Nie chciałam dać do zrozumienia, że sobie nie radzę. Byłam robotem za dnia, a w nocy już nie miałam siły płakać. Udawanie jest męczące. Wrażliwość jest męcząca. Mnie wtedy dotykało wszystko, każde krzywe spojrzenie, dziwny uśmiech w moją stronę. Byłam cykającą bombą pełną emocji, ale na szczęście się opamiętałam przed wybuchem. Dzisiaj staram się robić to co czuję i płakać nawet przy dziecku, tłumacząc dlaczego jest mi smutno. Popłaczę sobie w poduszkę, a co, rano wstaję lżejsza. Nie przejmuję się byle czym, chociaż syndrom DDA skutecznie mi to utrudnia. Jestem silniejsza, pewniejsza swojej wartości, ale każdy ma słabszy dzień/tydzień. Emocje to ja, nie chcę się już dłużej chować.
Życzę w takim razie odnajdywania zawsze trafnych słów do ich opisu. Dzięki za rozmowę. Paulina Rybak- (www.potwora.pl) Skomplikowana, pełna sprzeczności i starająca się zrozumieć to „tu i teraz”. Moja codzienność jest dosyć specyficzna, ale dzięki niej nie narzekam na brak inspiracji. A bez nich nie potrafię funkcjonować. I pisać. Pisanie to moja pasja, a zaraz po niej poznawanie ludzi. Nie wyobrażam sobie dnia bez mojego notesu, nie wyobrażam sobie zaniemóc, przestać tworzyć historie. Dużo myślę, trochę mniej robię, skupiam się na tym by mojej córce mnie nie zabrakło. Mam w sobie emocje, których często sama nie rozumiem, ale lubię siebie. Coraz bardziej.
Życzę w takim razie odnajdywania zawsze trafnych słów do ich opisu. Dzięki za rozmowę. Paulina Rybak- (www.potwora.pl) Skomplikowana, pełna sprzeczności i starająca się zrozumieć to „tu i teraz”. Moja codzienność jest dosyć specyficzna, ale dzięki niej nie narzekam na brak inspiracji. A bez nich nie potrafię funkcjonować. I pisać. Pisanie to moja pasja, a zaraz po niej poznawanie ludzi. Nie wyobrażam sobie dnia bez mojego notesu, nie wyobrażam sobie zaniemóc, przestać tworzyć historie. Dużo myślę, trochę mniej robię, skupiam się na tym by mojej córce mnie nie zabrakło. Mam w sobie emocje, których często sama nie rozumiem, ale lubię siebie. Coraz bardziej.
macierzyństwonastoletnias mamaNiemowlęPaulina Rybakpo maturze na porodówkępotwora.plwywiadWywiad Radomskiej
3 komentarze
1. parentingowy??
2. „Cym zapłaciłaś”,
3. http://www.mamwatpiliwosc.pl -> http://www.mamwatpliwosc.pl
Nie wiem, którą z Was spotkałam w tym świecie online pierwszą, może obie na raz, nie pamiętam, było to jakiś rok temu.
Może zabrzmi banalnie, ale banalnie jest też dobrze… czasami.
Uwielbiam.
Was obie.
Bywa, że fragmenty Waszych tekstów zapamiętuję na długo. Serio. Zbyt. Zbyt serio, serio zbyt.
Pozdrawiam.
M.
bardzo prawdziwy tekst, pełen naturalnych, niefałszywych emocji. Dzięki, że podzieliłaś się nim też ze mną, po porodzie bliźniąt też czułam się jak wyprasowany z emocji cyborg.