Blogi parentingowe wyrastają, jak grzyby po deszczu. Już sam fakt posiadania potomstwa, wydaje się dla wielu wystarczającym argumentem, aby wykupić własną domenę i pisać w sieci. Czy słusznie? O gustach się nie dyskutuje, ale nikt niezaprzeczy chyba, że w gąszczu rodzicielskich stron coraz łatwiej się zgubić, zrazić albo przegapić coś wartościowego. Na szczęście jestem ja! I staram się mniej więcej monitorować rodzicielski rynek blogerski, podsuwając Wam to, co moim zdaniem, godne uwagi. Dziś przedstawiam Wam Justynę Basińską, autorkę bloga FlowMummy.pl, matkę trójki ancymonów, żonę i emigrantkę, której nadmiar obowiązków nie pozbawił słodokiego balastu z poczucia humoru. Wszyscy normalni rodzicie, którzy uwielbiają swoje dzieci, ale nierzadko zamknęliby je w komórce, muszą poznać Justynę i jej bloga. Obserwuję Cię od jakiegoś czasu i zauważyłam, że w ostatnim czasie bardzo „urosłaś”, mam na myśli oczywiście wielkość bloga, zasięgi. Jak to się stało mamo, że udaje Ci się przebić pośród rosnącej liczby blogerów parentingowych?
A ja mam wrażenie, że ta moja „wielkość” bloga rośnie dość sukcesywnie, z miesiąca na miesiąc przybywa mi co raz więcej czytelniczek. Nie zmienia to jednak faktu, że rzeczywiście, odkąd mój blog powstał (dokładnie półtora roku temu), z dnia na dzień przyciągnął dość dużą liczbę mam, chcących poświęcić te 5 minut dziennie tylko mojej osobie. Nie miałam chyba momentu zastoju, co jest dla mnie niesamowite. Jak to się stało? Gdybym znała odpowiedź na to pytanie, to pewnie moja strona byłaby najbardziej poczytnym blogiem parentingowym w Polsce, a tak, jeszcze, nie jest 🙂 Może fakt, że nie staję za którąkolwiek z metod wychowawczych, bo uważam, że przesada jest zgubna w każdej dziedzinie naszego życia? Może to, że z humorem podchodzę do tematu zmęczenia, zużycia, miliona pieluch, rozlanego mleka i „uwalonej” kolejnej bluzki? Może właśnie o tą normalność chodzi.Co jest składową sukcesu- wystarczą dobre teksty, czy niezbędny do odniesienia sukcesu jest, już ogarnięty, marketing? Co robisz, aby dotrzeć do swoich czytelników?
Chyba i jedno i drugie jest ważne. Co z tego, że ktoś jest dobry w marketingu i w jednym paluszku ma ogarnięte social media, skoro po przeczytaniu jednego tekstu czytelnik już do niego nigdy nie wróci, bo jest on tak słaby? I z drugiej strony: co z tego, że bloger pisze fantastyczne teksty, skoro nie potrafi dotrzeć z nimi do odbiorcy? Bloger musi być „wszystkim po trochu”: autorem, fotografem, marketingowcem. No i musi mieć też szczęście, a mi w życiu tego nie brakuje 🙂Dzielisz się swoimi przemyśleniami. Ja sama wielokrotnie dziwię się, jak wielką mają one wagę dla niektórych z moich czytelników. Z przerażeniem czytam, że ktoś, kto mnie czyta „dzięki mnie chce jak najszybciej mieć dziecko” albo „nie będzie miał ich wcale!”. Jak sobie radzisz ze świadomością, że możesz mieć wpływ na czyjeś życie?
Ja nie wiem, czy w ogóle sobie zdaję z tego do końca sprawę. Mni nawet te miesięczne liczby czytelników nie do końca wiele mówią. Ja nie piszę swoich tekstów, bo mam misję, nie zamierzam nimi zmieniać świata na lepsze. To nie ta kategoria. Moimi celem jest sprawienie, żeby ktoś się uśmiechnął, pomyślał „kurcze, nie tylko ja mam takie problemy, jestem normalna”. Macierzyństwo odkrywa w nas dotąd uśpione oblicze, dzięki niemu rośnie nam nie tylko serce, ale także wory pod oczami. Nie każda mama sobie z tym dobrze radzi. To właśnie z myślą o takich kobietach powstała moja strona. Co dziwne, ja poważnie często dostaję wiadomości „chcę kolejne dziecko!”, pomimo tego,że raczej macierzyństwo rozkładam na czynniki pierwsze, nie kolorując go przy tym na różowo. Kiedy zaczynałam blogować, na porządku dziennym były teksty w sieci pt. „macierzyństwo – najpiękniejsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała”. Teraz pojawiają się artykuły „nie chcę dzieci, nienawidzę ich”. Ja jestem gdzieś pomiędzy, bo oprócz tego, że kocham fakt bycia mamą, to nie boję się przyznać, że często najzwyczajniej w świecie zamykam się zaryczana w łazience, bo zwyczajnie nie wyrabiam.Wielu blogerów uznaje siebie za guru, ekspertów, istoty, którym czytelnicy powinni dziękować za to, że są. A Ty jaką relację z czytelnikami preferujesz? A może to wtórna kwestia, bo „piszesz dla siebie”?
To żadna z tych relacji. Gdybym chciała pisać dla siebie, to pisałabym pamiętnik i trzymała pod poduszką. „Istotą, której powinno się dziękować za to, że jest” to ja mogę być dla swojego męża (i mam nadzieję, że jestem!), a nie dla kobiety, która pewnie jest ode mnie piękniejsza, mądrzejsza i zwyczajnie fajniejsza. To są dziewczyny takie, jak ja, czym się od nich różnię? Własną domeną w necie? Może i są blogerzy którym odbija, ale to wynika z ich problemów, a nie tego, że są „aż tak cudowni”. Relacje z czytelniczkami są w moim przypadku bardzo koleżeńskie. Bywa, że dziewczyny piszą do mnie maile, wiadomości i to jest świetne! Boli mnie, gdy czasami po jakimś czasie okazuje się, że jakąś wiadomość przegapiłam, a na inną zwyczajnie zapomniałam odpisać. To niesamowite, że ktoś poświęca kawałek swoje dnia, swojego cennego czasu, by napisać mi coś miłego. To sprawia, że człowiek unosi się przez chwilę ponad chodnika i myśli „jest dobrze”. Kto nie lubi tego uczucia? Na szczęście moje dzieci szybko sprowadzają mnie do normalności 🙂Nie boisz się reakcji dzieci, kiedy świadomie zasiądą do lektury strony i zaczną niepochlebnie wyrażać się o tym, co robisz? Albo nie boisz sie, że skazujesz ich na popularność, na jaką mogą nie mieć ochoty? (wiesz, pójdą do szkoły, a tam koledzy zgooglują zdjęcia z okresu niemowlęctwa, które dla wielu dorastających dzieciaków są synonimem obciachu).
W ogóle nie mam takich obaw. Kiedyś się zastanawiałam (kiedy był popularny temat „pokazywać czy nie” dzieci w sieci) czy to wynika z mojej niewiedzy, czy po prostu pewności, że im nie robię krzywdy. Teraz każdy może wygooglować każdego, to jest w dzisiejszym życiu standard, aż strach, co będzie za 15 lat. Dokładnie myślę nad tym, co publikuję, przecedzam wszystko przez sito, selekcjonuję. Nie publikuję zdjęć, które moje dzieci mogą w jakiś sposób ośmieszyć, prędzej wrzucę swoje kompromitujące zdjęcie (które, notabene, pewnie byłoby w moim mniemaniu,po prostu zabawne). Mam wrażenie, ze właśnie blogerzy, którzy często są osądzani w takim kontekście, więcej czasu spędzają na selekcji zdjęć wrzucanych do sieci, niż osoby, które korzystają z własnego prywatnego Facebooka. Mam 8 letniego syna, który osobiście ubolewa tylko nad jednym, że publikuję za mało jego zdjęć, co wynika tylko z tego, że dużo czasu spędza w szkole lub z kolegami. To od nas zależy, czy dziecko kiedyś będzie miało z tym problem. Skoro w moim założeniu chcę, aby moje dzieci były w przyszłości pewnymi siebie osobami, to nawet jeżeli za 10 lat ktoś im „wypomni” jakieś zdjęcie czy tekst, to jakie to będzie miało znaczenie dla pewnego siebie chłopca? Żadne.Dlaczego wybrałaś akurat blogowanie? Niejako nadal dotyczy rodzicielstwa, które i tak pochłania masę czasu. Nie myslałaś o jakieś aktywności, która oderwie cię od roli mamy? A może rodzicielstwo to też zajawka i pasja?
Kiedy zaczęłam prowadzić bloga, to po pierwsze, byłam w trzeciej ciąży, a po drugie (i chyba najważniejsze) zaczęłam mieszkać w innym kraju. Z dala od rodziny, przyjaciół, jakiejkolwiek pomocy. Wyobraź sobie, że jedynymi osobami, z którymi rozmawiasz przez cały dzień są Twoje dzieci. Potrzebowałam czegoś, co mnie zajmie, wyleje ze mnie trochę frustracji, pomoże się rozwijać i, przede wszystkim, nie pozwoli zwariować. Rodzicielstwo, żeby było udane, powinno być pasją, i zazwyczaj nią jest, nawet jeżeli często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ale od każdej pasji trzeba czasami odpocząć.Znajdujesz czas na coś jeszcze poza dzieciakami i pisaniem? I – kluczowe- jeśli tak, TO JAAAK!!!
Mając trójkę dzieci i męża non stop w pracy, mieszkając daleko od rodziny, często czasu brakuje na złapanie większego oddechu 🙂 Chciałabym robić jeszcze mnóstwo rzeczy: dłużej spać, więcej biegać, częściej czytać, ale ostatnio czasu, niestety, brakuje na wszystko. Na szczęście mam cudownego męża, który w weekendy przejmuje stery i daje mi czas dla siebie: mogę dłużej pospać, poćwiczyć, przeczytać zaległą książkę, chociaż ostatnio raczej działam w myśl zasady „mam wolne, więc popracuję”. Jestem pewna, że gdyby nie on to ani ten blog, ani moje zdrowie psychiczne, długo by nie pociągnęły 🙂 A masz jakieś oczekiwania wobec bloga, plan,strategię, chcesz żeby np. był źródłem utrzymania, pomógł spełnić jakieś marzenie, czy to spontaniczna działalność?
Spontaniczną działalnością, to można nazwać moją dziesiątą w tym miesiącu dietę. Blogowanie to pasja, która zaczyna być pełnoetatową pracą. Chyba większość blogerów marzy o czasach, kiedy blog stanie się źródłem głównego dochodu. W końcu to taki wymarzony deal: piszesz o czym chcesz, kiedy chcesz i jak chcesz. Tak jak wspomniałam, nie „tworzę” dla siebie, blogowi poświęcam mnóstwo czasu, pracy i energii, więc jasne, że spełnieniem marzeń byłoby, gdybym mogła dzięki niemu zarabiać „miliony monet”. Cieszę się, że tak się powoli dzieje, bo przecież w życiu chodzi o to, żeby robić coś, co się kocha i móc z tego wyżywić rodzinę. Niestety, samą pasją i spełnieniem, jeszcze nikt nigdy dzieci nie nakarmił…W takim razie życzę sytości, obfitości, inspiracji i dziękuję za rozmowę!Justyna Basińska – kobieta, matka, żona, blogerka, emigrantka. Uzależniona od swojej rodziny, pracy i wszystkiego co ją uszczęśliwia. Na swoim blogu (flowmummy.pl) śmieje się ze spraw, przez które mogłaby równie dobrze płakać. Twierdzi, że tylko dlatego jeszcze nie zwariowała.
Comment
Wypadałoby przed publikacją zadbać o korektę. Nie tylko w tym wywiadzie, ale rownież w innych, są literówki i brakuje przecinków.