Spośród blogów tzw. lifestylowych, powoli zaczynają się wyłaniać takie, które oferują czytelnikowi coś więcej, niż lekkostrawną opowieść o życiu, wyborach i pasjach autora. Widać to także wśród blogerów parentingowych – niekończące się opowieści o własnych dzieciach, zastępują powoli posty, w których autorzy dzielą się wiedzą i kompetencjami. Jako jedna z pierwszych, zrozumiała to Anna Trawka z bloga Nebule.pl, pedagog i terapeutka, pisząca, jak sama mówi, dla świadomych rodziców.
Zacznę nieco od końca. Wszystkich bardzo zaskoczyło to, że przebieg i przeżycia związane z drugą ciążą zostawiłaś dla siebie. Mogę zapytać dlaczego? O pierwszej ciąży pisałaś chyba bez większych oporów?
Mojego bloga założyłam prawie 4 lata temu. Byłam wtedy w 36 tygodniu ciąży. Żadna z moich koleżanek nie była na tym etapie życia, co ja. One imprezowały, rozstawały się z chłopakami, zamykały za sobą pewne rozdziały życia, a ja kompletowałam wyprawkę i nie miałam żadnej bliskiej osoby, która mogłaby ten temat ze mną dzielić. Mężowi było obojętne czy córka będzie miała body w paski czy kropki.
Podglądałam kilka blogów dziewczyn, które również były w ostatnim trymestrze. Tak zrodził się pomysł żeby stworzyć swoje miejsce w sieci. Pewnie będziesz się śmiała jak Ci powiem, że kiedyś blogosfera wyglądała zupełnie inaczej. Komentowało się każdy wpis i z wypiekami na twarzy czekało się na odpowiedź. Czytało mnie wtedy 20 osób z czego prawie każdą „znałam” wirtualnie. Przed rodziną jeszcze wtedy skrzętnie ukrywałam moją pisaninę. Dlatego też nie miałam poczucia, że się obnażam czy też sprzedaję swoją prywatność.
Kiedy pod koniec wakacji zrobiłam test ciążowy i okazało się, że wynik jest pozytywny byliśmy bardzo szczęśliwi, a jednocześnie bardzo obawialiśmy się czy wszystko będzie ok. Od początku ciąża nie była książkowa i przez to nie dzieliliśmy się tą wiadomością ze wszystkimi. Strach był silniejszy niż radość. Tak przebiegło 9 miesięcy. Swoje odczucia postanowiłam opisać dopiero po porodzie. Pisałam posty o tematyce ciążowej i zapisywałam w schowku. Jednak nie są one bardzo osobiste – masz rację. Wpisują się klimat bloga. Obecnie blog jest na zupełnie innym etapie niż 4 lata temu. Nie jest pamiętniczkiem, w którym zapisuję swoje najskrytsze przemyślenia. A taka wg mnie była moja trudna ciąża. Karuzela uczuć jaka mną wtedy władała nie pozwoliła mi ujawnić tej wiadomości. Jedyne czego potrzebowałam to spokój. Teraz kiedy już jest „po wszystkim” oddycham z ulgą i cieszę się z decyzji jaką razem z mężem podjęliśmy.Druga ciąża stała się Twoją granicą prywatności, której przekroczyć nie chciałaś. To zdziwienie czytelników dało mi do myślenia – każda osoba publiczna stara się chronić swoją prywatność i bliskich. Tymczasem blogerzy ochoczo zapraszają – do swoich domów, stołów, rodzin, myśli. Myślisz, że nie doceniamy prywatności? Z czego wynika ta otwartość i co uważasz za przesadę?
Jest wiele takich rzeczy, o których nie piszę. Na blogu pokazuję może 15% naszego życia. Nie mam ochoty pokazywać każdego naszego dnia i zapisywać każdej mojej myśli. Czytelnicy zaglądając do blogerów często mają wrażenie, że ich znają. Wiedzą czego mogą się po nich spodziewać oraz czego oczekiwać. A to jest bardzo złudne. Wielu czytelników naprawdę by się zdziwiło jak wygląda prawdziwe życie tych osób. Blog w pewnym stopniu również jest kreacją. Czytelnicy muszą sobie z tego zdać sprawę. Nie przekłada się w stosunku 1:1- jest naprawdę niewiele takich blogów, które wykładają przysłowiową kawę na ławę.
W zupełności się z Tobą zgadzam, że osoby publiczne chronią swoją prywatność w jak największym stopniu. Myślę, że podejście blogerów też się w tym temacie zmienia. Również z tego z względu, że czytelników przestaje to interesować. Jason Hunt przewiduje rewolucję blogosfery: „Największą przyszłość mają twórcy, którzy będą przekazywać wiedzę. Nie o tym co jedli na śniadanie, ale o tym co można jeść na śniadanie. Dostrzegasz subtelną różnicę?”Jesteś mamą z wykształceniem pedagogicznym. Czy zaplecze w postaci wiedzy, studiów, pozwoliło Ci się jakoś lepiej, niż innym, przygotować do roli mamy?
Kiedyś myślałam, że moje wykształcenie i liczne kursy bardzo mi pomagają w byciu mamą, a teraz mam wrażenie, że tylko przeszkadzają (śmiech).Podczas mojej edukacji częściej mówiło się o patologiach niż o normach, dlatego, jak każdy specjalista, na siłę doszukiwałam się różnych zaburzeń u moich dzieci. Od niedawna moje podejście się zmieniło. Staram się oddzielić mój zawód od bycia mamą. Pracuję nad sobą. Jest to niezwykle trudne, ale wiem, że dla dobra moich dzieci powinnam to zrobić. Chciałabym żeby kierował mną mój wewnętrzny instynkt, a nie wydumane teorie z XIX wieku.Czy to prawda, że z drugim maluchem pojawiają się, jak za pierwszym razem tylko w wersji XL – siła, cierpliwość, zdolność do funkcjonowania bez snu, czy jest zdecydowanie trudniej/łatwiej niż za pierwszym razem?
Nie, to nie jest prawda. Zaskoczę Cię, ale sił ma się nawet mniej, bo przy drugim dziecku jest się już kilka lat starszą. Ale jest dużo łatwiej. Masz już cały know how jak postępować z dzieckiem, nie musisz przed pierwszą kąpielą odpalać z YouTube instrukcji „Jak kąpać niemowlę”. Jedyne co, to wszystko czego nauczyłaś się przy pierwszym dziecku, musisz dostosować do cech osobniczych drugiego dziecka. I to już jest banalnie proste. Mam wrażenie, że dopiero przy drugim dziecku cieszę się macierzyństwem. Przy pierwszym byłam kłębkiem nerwów, bo nie wiedziałam prawie nic. Chyba wysnuję nową teorię, że High Need Babies są wynikiem stresu matki (śmiech). Stłumiłam w sobie naturalny instynkt i postępowałam wg poradników i rad. Najpierw marzyłam, żeby skończył się tzw. 4 trymestr, czyli czas kiedy dziecko dostosowuje się do życia poza brzuchem, później nie mogłam się doczekać kolejnych kamieni milowych- siadania, raczkowania, pierwszych słów… A teraz? Delektuję się każdym dniem i chciałbym zatrzymać czas żeby syn jak najdłużej był taki malutki. Cieszę się tym co jest dziś.Jak dobrze przygotować kilkulatka na narodziny rodzeństwa? Rodzice chyba często popełniają błąd jednokolorowej narracji – „będzie super, będziecie się razem bawić” lub „poczekaj aż się urodzi braciszek, wtedy dopiero zobaczysz!”. Co można robić, aby między rodzeństwem nawiązała się zdrowa, silna więź? I czego nie robić pod żadnym pozorem?
Kiedy nie byłam jeszcze w drugiej ciąży uważałam, że podarowanie rodzeństwa starszemu dziecku to wielka krzywda. Jak głupia powtarzałam słowa, że starsze dziecko tak zareaguje na brata lub siostrę jakby to nam – żonom mąż przyprowadził nową partnerkę, z którą będzie mieszkał i traktował na równych prawach. Co za bzdura! Przy odpowiednim przygotowaniu dziecko naprawdę oczekuje na swojego brata lub siostrę z wielką miłością. Gdybyśmy bez żadnych rozmów przynieśli płaczące zawiniątko ze szpitala i powiedzieli „To Twój brat/siostra” z pewnością takie uczucia zazdrości byśmy u dziecka wywołali. Na szczęście ciąża trwa aż 9 miesięcy i to wystarczy żeby siebie i dziecko przygotować. Jesteśmy dopiero na początku rodzenia się relacji między naszymi dziećmi, ale rzeczywiście podeszliśmy do tego tematu bardzo poważnie. Tak jak starsza córka przeżywała z nami ciążę, tak też dużo na ten temat rozmawialiśmy. Myślę, że najważniejsza jest prawda. Nigdy nie oszukujemy dzieci i to się najlepiej sprawdza. Od początku jej mówiłam jak to będzie wyglądało, że z jednej strony będziemy jej brata karmić, przewijać (na to się cieszyła), ale też mówiłam, że nie będzie się z nią bawił od początku, bo jest jeszcze mały i musi urosnąć. Od początku jej też tłumaczę, że płacz to forma komunikacji, bo brat nie umie mówić. Jej płacz kojarzy się z krzywdą, smutkiem. A noworodki i niemowlę przecież tak z nami „rozmawiają”.Często kilkulatki, którym rodzi się rodzeństwo, nie chcą być już, jak dotychczas duże i dzielne.Odmawiają samodzielnego jedzenia, korzystania z toalety, częściej płaczą. Jak się wtedy zachować i jak pomóc odnaleźć się im w nowej roli?
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie z własnego doświadczenia, bo u nas takich zachowań nie ma. A z teorii może to wynikać z tego, że rodzice podświadomie traktują starsze dziecko jako to bardziej dorosłe i samodzielne. Wyznaczają im inne, bardziej zaawansowane obowiązki i dzieci w ten sposób pokazują, że nie są na to gotowe. Mnie też zszokowało jaka moja córka jest duża w porównaniu z synem. Aby nie stracić tej perspektywy staram się, w miarę możliwości, przebywać z nią sam na sam. Wtedy wciąż wydaje mi się malutka, ale kiedy obok jest noworodek to mam wrażenie, że córka ma 18 lat (śmiech).Dopiero zaczęłaś swoją drogę jako mama syna, ale czy dostrzegasz już jakieś różnice – choćby w wyobrażeniu swojego rodzicielstwa, względem synka w porównaniu z macierzyństwem przeżywanym z córką? Czy płeć jest tu bez znaczenia?
Ciąża była zupełnie inna i chyba nawet sprawdziły się u mnie wszystkie ludowe zabobony związane np z kształtem brzucha, zachciankami itd. (śmiech). Na razie ciężko jest mi ocenić czy są jakieś różnice. Na dzień dzisiejszy mogę śmiało stwierdzić, że syn jest mniej wymagający. Ale to raczej jego cecha osobnicza, a nie związana ściśle z płcią. Chociaż… jak patrzę na córkę, która pół godziny wybiera sukienkę do przedszkola i prowadzi pertraktacje na ten temat na światowym poziomie to może rzeczywiście coś w tym jest…Chciałabyś w przyszłości wrócić do pracy w zawodzie, czy własne dzieci to już wystarczająco duże pole do pedagogicznej samorealizacji?
Myślę, że mogłabym wrócić do pracy z małymi pacjentami, ale już dziś wiem, że nie mogłabym wrócić do pracy przy stoliku. Zwyczajnie wyczerpałam swoje pokłady cierpliwości do swoich dzieci. Mogłabym np. założyć swoją, własną poradnię. Zobaczymy na jakie ścieżki skieruje mnie życie. Teraz pracuję i zarabiam na Nebule. Robię też kilka innych rzeczy na zlecenie, ale wciąż związanego z blogiem i moim wykształceniem.Czy posiadane kompetencje są pomocne na co dzień, czy doskwiera ci choroba zawodowa tj. psychoterapeutów, którzy odruchowo kogoś diagnozują, lekarzy, którzy mimochodem stawiają diagnozy…?
Tak jak Ci mówiłam, mi moja wiedza przeszkadza. Spotykam się ze znajomymi, rozmawiam z nimi, a jednocześnie w myślach diagnozuję dziecko, które skacze na trampolinie albo opowiada coś rodzicom. Tego nie da się wyłączyć. Jest to czasami uciążliwe, bo spotykamy się na prywatnej stopie, a ja jak coś zauważę, zawsze wspominam o tym rodzicom. Nie zawsze moje uwagi spotykają się z entuzjazmem.Twój blog to coś więcej niż internetowy pamiętnik. Jaką funkcję ma pełnić i co to znaczy, że kierujesz go do świadomych rodziców? Świadomych, czyli jakich?
Już jakiś czas temu mój blog przeszedł całkowity re-branding. Z mamuśkowego bloga stworzyłam jedyny taki blog parentingowy z dużym zapleczem wiedzy. Nebule jest skierowane do rodziców, którzy chcą zdawać sobie sprawę z wielu rzeczy. Nie jest im obojętne jak będą postępować ze swoimi dziećmi. Czytelnik mojego bloga lubi wiedzieć o różnych kwestiach związanych ze światem dzieci i rodzica. To blog rodzica zaangażowanego.
Bardzo sprytnie. Przecież niemal każdy rodzic chciałby zostać nazwanym „zaangażowanym” i „świadomym”, blog ma duże pole do popisu jeśli chodzi o target czytelników!Anna Trawka – z wykształcenia pedagog i terapeuta. Prywatnie mama 3,5- letniej Lilki i miesięcznego Juliana. Zdobytą wiedzę przekazuje w przystępny sposób rodzicom na blogu Nebule.pl. Jej blog to połączenie pasji z dużym zapleczem edukacyjnym.
Napisz komentarz