Tata, mama, 4 dzieci, gekon i labrador – brzmi jak wstęp do scenariusza familijnego serialu, którego autora poniosła fantazja. A tymczasem ta liczna gromada to skład najprawdziwszej rodziny z krwi, kości, uśmiechów i łez, o której perypetiach możecie przeczytać na łamach bloga dwapluscztery.pl. Jak wygląda życie w tak dużym gronie i jak w natłoku obowiązków i zadań rodzice znajdują czas dla siebie? Jak nie zwariować, cieszyć się z drobiazgów i nie paść na twarz? O tym opowiada szefowa załogi – Karolina Kaliś.Pisałaś wielokrotnie na blogu o tym, że ludzie często się pukają w głowę słysząc ile macie dzieci. Pytanie o genezę tego stanu rzeczy jest idiotyczne, ale nie mogę nie zacząć od tego, czy zawsze widziałaś się w roli szefowej tak licznej ekipy? Czy miłość do macierzyństwa i siebie w tej roli oswajałaś z czasem?
Nie było tutaj absolutnie żadnego przypadku! O tym, że chcę mieć dużą rodzinę, wiedziałam od zawsze. Już w liceum, znajomi pukali się w głowę, a ja powtarzałam, że będę mieć dużo dzieci i kropka. Kiedy poznaliśmy się z Arturem (mężem) od początku planowaliśmy czwórkę dzieci i z dumą mogę przyznać, że plan udało się nam zrealizować w 100%Przejmujecie się nieprzychylnymi komentarzami?
Nie reagujemy na nie – najzwyczajniej w świecie je ignorujemy. Mam tyle pracy, kiedy próbuję zaspokoić potrzeby swoich bliskich, że nie marnuję czasu na dociekanie, czy to, co robię, spotyka się z aprobatą innych.Jaki jest dokładny stan dziecięcego inwentarza?
Najstarszy jest Maciej, ma 9 lat, 5 lat później urodziłam Marcela, a następnie Krysię (2,5r.) i najmłodszą, roczną, Hanię.
Wychowujesz czworo dzieciaków, pracujesz na cały etat, a nasze doby mają ponoć tyle samo godzin. JAK Ty to robisz?
To jest możliwe tylko dlatego, że nie jestem sama. To nie tylko moje dzieci, ale i dzieci mojego męża, pomagamy sobie nawzajem. W większości polskich domów chyba nadal jest tak, że większość obowiązków wykonują kobiety, które są przemęczone. My z mężem jesteśmy partnerami. Poza ty dzieciaki chodzą już do szkoły, przedszkola żłobka, a kiedy chorują to mąż bierze wolne i zostaje z nimi w domu. Godziny rozłąki staramy się nadrabiać w weekendy i wykorzystywać je maksymalnie. Naprawdę, wszystko jest kwestią organizacji! Mój mąż znajduje jeszcze czas na bieganie, ja powoli zarażam się tą pasją no i wciąż piszę bloga, często półprzytomna, ale piszę 🙂Kiedy?! Jak przy tak intensywnym życiu wyrwać jeszcze czas na pasję?!
W nocy 🙂 Mąż biega nałogowo – właśnie nocami. Ja zaczynam przygodę z bieganiem – i też robię to dopiero jak wszystkie dzieciaki pójdą spać. Mamy nieco mniej czasu na własny sen. Ale pasje mają pierwszeństwo 🙂 Wspieramy się, uzupełniamy. To naprawdę nie takie trudne. Wystarczy chcieć. Śliczne frazesy! A tak naprawdę na pewno wypracowałaś już jakąś tajną taktykę bycia nadczłowiekiem, tylko nie chcesz jej zdradzić!
Nic z tych rzeczy. Nie ma przepisu na „bycie dobrym rodzicem”. Oboje z mężem nadal się uczymy. To nie jest tak, że z każdym następnym dzieckiem wiemy więcej. Wręcz przeciwnie. Każde dziecko jest tak bardzo inne że uczymy się wszystkiego od nowa. Nie wiemy więcej niż rodzic posiadający jedno czy dwoje. Na tym polega piękno rodzicielstwa – uczymy się go całe życie. Nasz przepis – duo miłości, czułości , przytulania i bliskości.Co jest najfajniejsze w posiadaniu takiej gromady i utwierdza w przekonaniu, że zakładając dużą rodzinę podjęliście słuszną decyzję?
Najfajniejszy jest codzienny gwar. Śmiech. Tłum. Nie ma czasu na nudę, depresję czy zamartwianie się. Jakiekolwiek problemy muszę być rozwiązywane w mgnieniu oka – tu zwyczajnie nie ma czasu na „rozdrabnianie się” i użalanie nad sobą i to jest właśnie najfajniejsze.
Ile osób powtarza Ci codziennie, że Cię kocha? Bo mi aż pięć! Uważaj, czytelniczki oczarowane Twoją wersją rzeczywistości rzucą się do rodzenia dzieci, a potem zaczną słać listy reklamacyjne. O czymś chcesz je uprzedzić? Co jest wyzwaniem?
Najtrudniejsza jest chyba logistyka – samo wyjście z domu to większe przedsięwzięcie przy takiej gromadzie. To ogranicza mocno naszą spontaniczność – nie możemy obudzić się rano i stwierdzić ot tak, że jedziemy nad morze, to o wiele bardziej skomplikowane. Skomplikowane, ale na szczęście nie niemożliwe. Rekomendujesz wszystkim wielodzietność?
Polecam w 100%, ale tylko tym, którzy naprawdę chcą. My zawsze chcieliśmy. Przemyśleliśmy wszystkie za i przeciw. Długo rozmawialiśmy i zaplanowaliśmy każdą ciążę. Jeśli ktoś, nie czuje się na siłach już przy 2 dzieci – nic na siłę. No i trzeba przygotować się, że lekko nie będzie – ale uśmiech dzieci wszystko wynagrodzi. Trzeba też pamiętać, że przy tak licznej gromadzie potrzebujemy nieco więcej miejsca i nieco więcej siły 🙂 Mam 1 dziecko. Ledwo zipię, ledwo ogarniam, rwę włosy z głowy, żeby nakarmić, zabawić, rozwijać, poodkurzać i nie paść, a nie pracuję na cały etat. Co robię źle?!
No właśnie sama sobie odpowiedziałaś – za bardzo się spinasz 🙂 Nasze dzieciaki potrafią się same zabawić – bo mają siebie, jeśli są głodne – poproszą o jedzenie – jeśli zjeść nie chcą – nic na siłę. Bałagan – i co z tego? Rozwijanie – oni są dla siebie najlepszymi „zabawkami edukacyjnymi”. Mamy porównanie – mieliśmy jedynaka przez 5 lat. Rozwój reszty dzieci jest dużo szybszy dzięki obserwacji. One patrzą na siebie i naśladują swoje zachowania. Np. Nasza starsza córka. Ma w tej chwili 2,5 roku. Mając 1,8 zaczęła się sama ubierać. Sama zakłada buty, sama ubiera każdą rzecz, sama je, mówi jak prawie jak 3,5 latek. Jesteś w stanie normalnie z nią rozmawiać. To wszystko dzięki starszemu rodzeństwu 🙂 i to właśnie jest ten plus posiadania takiej gromadki. Mniej się spinamy i przestaliśmy dążyć do wyimaginowanych ideałów, a to naprawdę ułatwia życie. Nie boisz się, że poprzez blogowanie za bardzo wpuszczasz ludzi do swojego świata? Dzielisz się bardzo intymnymi opowieściami, narodziny dzieci, operacje. Blogerzy parentingowi czasem lukrują opowieści, a u Ciebie jakby…realnie.
No i czasami ktoś wrzuci jakiś negatywny komentarz – i dobrze – nie wszyscy muszą nas kochać. Napisałam kiedyś tekst pt.: „Dlaczego nie lubię swoich dzieci” wybuchła burza. W tekście wyraźnie było napisane, że kocham ich ponad życie, ale nie lubię gdy (i tu podałam konkretne przykłady) i znalazła się grupa ekspertów, która stwierdziła, że nie nadaję się na matkę.Jako nowa czytelniczka bloga miałam wrażenie, że… jestem zaproszona do waszego domu, na kubek herbaty, do zabawy z dzieciakami klockami…
Właśnie tak ma być:) Zapraszamy wszystkich do naszego świata. Blog z założenia był (i jest) dla naszych dzieciaków. To będzie taki swoisty album ze wspomnieniami na przyszłość. Jak nas zabraknie – będą mogli poczytać jacy kiedyś byliśmy. Życzę Wam byście byli jak najdłużej i żeby starczyło Wam sił i czasu na pisanie.
Napisz komentarz