Żyjemy w świecie wirtualnego pieniądza. Sama najchętniej posługiwałabym się wyłącznie plastikową kartą oraz internetowymi przelewami, nie widując gotówki ni razu, bo po co? Dzieciom jednak wciskam brzęczący tudzież szeleszczący konkret. I mam ku temu powody.
Moje córki bawią się plastikową kasą sklepową. Kupują plastikowe brokuły i banany, płacą za nie plastikowymi monetami. Kiedy kończą się pieniądze nic już nie można kupić. Twarda rzeczywistość. Moje córki bawią się na tablecie aplikacją “sklep”. Kupują wirtualne lody i lizaki, płacą za nie wirtualnymi monetami. Kiedy kończą się pieniądze wystarczy nacisnąć wirtualną portmonetkę, by pieniądze uległy cudownemu rozmnożeniu. Znów można kupować. Wirtualna rzeczywistość.
Idę z córkami na zakupy, wkładam do koszyka potrzebne produkty. Moje córki zawodzą swoją monotonną mantrę: “mamo, kup mi”, próbując mnie naciągnąć na całkowicie niepotrzebne produkty. Kiedy zniecierpliwiona mówię: “dajcie spokój, mogłyście wziąć swoje portmonetki, ja nie mam na to pieniędzy” starsza odpowiada rezolutnie: “to zapłacisz kartą”. W innej sytuacji cytuje mi reklamowy slogan jednego z dyskontów: “kiedy jesteś przy kasie, ale nie jesteś przy kasie zapłacisz kartą”. Kiedy indziej zaś tłumaczy młodszej siostrze, że samochody są bardzo drogie i “trzeba wypłacić z bankomatu” żeby sobie jakiś kupić.
Dzieci z trudem przyswajają koncepcję nieistniejących pieniędzy, które można w magiczny sposób mieć, choć w istocie nie ma się ich wcale. Nic dziwnego, ze gotowe są postrzegać nasze wirtualne konta jako rodzaj magicznej portmonetki, którą wystarczy nacisnąć, by posypał się deszcz monet. Czym różni się naciskanie guziczka w aplikacji od wystukiwania pinu lub – jeszcze lepiej – przejeżdżania pay-passem, który wydaje tylko magiczne “ping” i już, zapłacone? To musi być magia i jak każda magia trwa w nieskończoność. Wystarczy jeszcze raz powtórzyć zaklęcie, machnąć różdżką, sypnąć magicznym pyłem, by odnieść ten sam skutek.
Jak więc wytłumaczyć dzieciom, że za tą niewidzialną abstrakcją, kryje się konkret ściśle określonych kwot? Jedyną drogą jest przyzwyczajenie ich do obcowania z pieniędzmi w ich jak najbardziej materialnej postaci. Liczenie, odkładanie, kalkulowanie oparte na – z definicji ograniczonej – zawartości prawdziwej portmonetki. Ile pisemek o księżniczkach można kupić za tę kwotę? Ile zostanie w portmonetce jeśli kupię soczek dla siebie i siostry? Ile muszę jeszcze uzbierać, żeby kupić najnowszą Monster High. Licz monety i banknoty, dziecko!
Dopiero kiedy ta pierwsza lekcja zostanie odrobiona, kiedy będę przekonana, że córki zrozumiały już istotę i rzeczywistą wagę pieniądza, przyjdzie czas na wirtualne konto (które może być jak sądzę świetnym uzupełnieniem szkolnych lekcji matematyki, już na etapie późnej podstawówki). Potem, wyobrażam sobie, będę mogła z czystym sumieniem podarować im ich pierwsze plastikowe karty… A może wtedy będziemy płacić już tylko za pomocą aplikacji? Jeśli tak, to do tego też będą świetnie przygotowane. Już są.
Napisz komentarz