Póki dzieci są małe dość łatwo jest sprawować kontrolę nad ich finansami, przyuczać do oszczędzania i gospodarowania pieniędzmi. Jednak odkąd nauczą się samodzielnej obsługi Google, to przepadły – świat podstępnie skonstruowanych ofert staje przed nimi otworem. I one w ten otwór wpadają, jak Alicja do króliczej nory.
„Mamo! Ta promocja trwa tylko do jutra! Musimy złożyć zamówienie jak najszybciej!” – 11-letnia córka mojej przyjaciółki z wypiekami na twarzy pokazuje jej jakąś stronę internetową, na której można zamówić lalki z popularnej serii dla dziewczynek. Jednej z kilku aktualnie modnych. Lalki są sprzedawane w super atrakcyjnym zestawie – trzy w cenie dwóch. No głupio nie kupić, doprawdy, zwłaszcza jeśli ma się już prawie wszystkie pozostałe laleczki. Trzeba uzupełnić kolekcję – to chyba zrozumiałe? No i co z tego, że producent za chwilę wypuści kolejne modele? Albo zupełnie nową serię różniącą się od tej jedynie detalami? Pieniądze naszego dziecka są łakomym kąskiem, więc będzie kuszone, by wydać je natychmiast.
I co tu zrobić? Uczymy nasze dzieci, że ich pieniądze, cierpliwie zbierane z kieszonkowego i okazjonalnych darów od babć, dziadków, dobrych cioć, z okazji urodzin czy na gwiazdkę, należą do nich i dzieci mogą swoimi aktywami dowolnie gospodarować. Nawet jeśli nam się wątroba marszczy na widok ich wymarzonych zakupów i wolelibyśmy, by te odłożone oszczędności dziecko przeznaczyło na jakiś sensowny cel. Kurs językowy? Sprzęt do wspinaczki? Karnet do filharmonii? Generalnie, którą z pozycji z naszej listy opłat i wydatków “na dziecko”. No niech nas trochę odciąży, skoro już ma pieniądze… Nic z tego! Tak, jak dziecko musi się nauczyć szanować pieniądze i nie wydawać ich na głupoty, tak my musimy nauczyć się szanować jego konsumencką wolność. Chce wydać swoją kaskę na jakieś paskudztwo? Bo koleżanki mają? Bo to akurat popularne? Przypomnijcie sobie, jak błagaliście własnych rodziców o kupienie czegoś, co mają “wszyscy” i radość, którą czuliście jeśli rodzice spełnili wasze – przeważnie niezbyt mądre i praktyczne – marzenie. Nasze dzieci zasługują na swoją porcję głupawych radości – to nie ich wina, że żyją w czasach przesytu.
Jednak nasza akceptacja dla konsumpcyjnego szału i kolejnych podsuwanych dzieciom wspaniałych ofert może (powinna!) mieć swoje limity. Nie zaszkodzi powiedzieć od czasu do czasu, co naprawdę myślimy na temat wydawania kasy na bzdety. Można wskazywać rozsądniejsze alternatywy na zagospodarowanie oszczędności – chcesz nowe, szpanerskie butki, dziecino? Potrzebna ci spódniczka na balet? Koleżanki zapisały się na aikido? Nie potrzebujesz MOICH pieniędzy – zapłać z własnych!
Niezłym pomysłem na wspieranie zdrowych postaw konsumenckich jest też otwarcie dziecku konta, które można obsługiwać przez internet. Wbrew pozorom obserwacja cyferek wirtualnego salda sprzyja odruchowi oszczędzania i kumulacji kapitału. Gdy trzeba zapłacić za internetową ofertę z własnego internetowego konta, to nagle mniej się chce, choć to takie proste i nawet dziecko by sobie poradziło z tym klikaniem.
Napisz komentarz