W najnowszych książkach kucharskich zanim pojawią się przepisy, jest lista sprzętów koniecznych do ich przygotowania. Taki zestaw dla
początkującego kucharza amatora. Instrukcja liczy niekiedy kilka obficie wypełnionych stron. Są tam noże do filetowania ryb, deski do
warzyw i mięsa, tarki i stos innych intrygująco wyglądających przedmiotów. Mogłoby się wydawać, że bez nich nie ma szans na kulinarny sukces, a i przewracanie kolejnych kartek pozbawione jest sensu. Przecież brakuje nam tych warunków, które mają oglądani w telewizji kucharze.
Najlepsi szefowie kuchni z całego świata otwierają sklepy ze sprzętem sygnowanym ich nazwiskiem, który po prostu wypada mieć nawet w skromnej kuchni. W garnku Jamiego Oliviera na pewno zupa się nie przypali, będzie aromatyczna i zachwyci gości. Nóż Gordona Ramseya pokroi warzywa tak zwinnie, jak on sam w te wszystkie wyszukane brunosie, batonnets, julienne, czyli kosteczki, paseczki i słupki. W tortownicy Nigelli Lawson urośnie najlepsze ciasto czekoladowe, takie, od którego się chudnie, jak ona ostatnio. Satysfakcja gwarantowana, będą państwo zadowoleni obiecują fachowcy i stawiają na stole dziękczynnego indyka. Ale czy na pewno kolekcjonowanie kuchennych gadżetów, wypatrywanie w galerii handlowej asortymentu reklamowanego w ulubionym programie o jedzeniu zdaje w realnym kuchennym życiu egzamin? Czy obieraczka do kokosa albo łyżka, którą można rzeźbić kulki w melonie poprawi nasze umiejętności. Sprawi, że danie zrobi się bez wysiłku i potu ocieranego z czoła? Śmiem wątpić i to w oparciu o twarde dowody.
W czasie jednej z moich licznych przeprowadzek zawartość kuchennych szafek pomagała wypakowywać mi siostra. Choć znamy się dość dobrze i ona wie o moich słabościach, rozmiar zbieraczej manii dedykowanej kuchni nawet i ją zaskoczył. Próbowała zrobić mi egzamin i wyciągając kolejne temperówki do warzyw, łyżki do wydrążania jabłka i nożyk, który ściera skórkę cytrusów w cienkie paski, chciała złapać w podstępne sidła moją niewiedzę. Uznała, że w takiej kolekcji sama już się pogubiłam i nie mam pojęcia, co do czego i z czym używać. Otóż nie! Właściwie recytowałam nazwy i ich przeznaczenie, jednocześnie przyznając się sama przed sobą, że w ogóle tych akcesoriów nie używam. Teorię miałam opanowaną genialnie, w praktyce do obierania wystarczył mi mały, niewyszukany nożyk, kupiony dawno temu na pchlim targu i pamiętający właściciela Niemca ,co tylko nim w niedzielę kartofle na obiad skrobał. Naprawdę. Żadne tam giętkie podarowane mi noże szefa kuchni nie były w stanie z nim konkurować. Ten gadżet do skórek był jeszcze z metką, a od kokosa ładnie wyglądał na zdjęciach. Dotąd nie miałam sumienia, by zabierać im miejsce w moich szafkach, solidarnie fundowałam im przeprowadzki, a one w podzięce czekały cierpliwie na swoją szansę. Nie obiecywałam, że taka się zdarzy, bo im dłużej i więcej gotuję, tym bardziej ograniczam sprzęt potrzebny do tego. Łyżek do jedzenia zupy pho, które dostałam z Wietnamu, nie użyłam ani razu, choć wyglądają na takie, co okiełznają warzywa i makaron za jednym zamachem. Nie wiem, jak dużo musiałabym mieć szafek, by każda rzecz dostała swoje miejsce, a poszukiwanie tej potrzebnej na już nie powodowało wywracania wszystkiego do góry nogami.
Uznałam, że skoro sama jestem zmęczona przesytem i wiecznym chaosem, za który winę ponosi nadmiar, spróbuję go opanować. Zrobiłam spis tego czego używam najczęściej i gadżetów, jakie się przydają. Reszta poszła do ludzi i mam nadzieję, że zarobione na wyprzedaży fundusze dobrze zainwestuję. Na razie detoks mi odpowiada i zaklinam rzeczywistość z prośbą, by się nie kończył. Wiedziona ścieżką własnych błędów udostępniam ku przestrodze listę sprzętów, które sprawią, że każdy będzie mógł być MasterChefem i tych, co nie przydają się nawet kulinarnym firkom.
5 rzeczy, które musisz mieć w kuchni
- blender ręczny, kielichowy, połączony z robotem planetarnym – rodzaj nie ma znaczenia. Chodzi tylko o to, by jego moc była spora, minimum 700 Vat i by rozdrabniał bez zarzutu. Blender przyda się do modnych dziś past z liści rzodkiewki, lodów z mrożonego banana i zrobienia domowego mleka kokosowego.
- mikser – nie musi być od razu ten największy, ze szklaną misą i przystawką do robienia ravioli. Ręczny z dwoma rodzajami końcówek – do mieszania ciast i ubijania śmietany wystarczy na dobry początek. Jeśli chcesz zainwestować w sprzęt, który wyrobi za ciebie ciasto drożdżowe, na kruchą tartę i ubije pianę z białek – kup mikser planetarny sprawdzonej firmy. One ułatwiają pracę w kuchni i pozwalają zaoszczędzić czas.
- dobry nóż – nóż można zamówić spersonalizowany i mieć pewność, że nikt takiego egzemplarza więcej posiadać nie będzie. Tak czynią niektórzy szefowie kuchni i bardzo sobie wybór chwalą. Komplet profesjonalnych noży może kosztować nawet tyle, co niezły samochód! Dobry nóż musi być ostry, bo ręka ma go jedynie prowadzić, a nie wykonywać za niego pracę. Ostrze po lekkim nacisku radzi sobie z posiekaniem twardych składników i robi to precyzyjnie. Takim nożem trudniej wbrew pozorom się skaleczyć, bo pracuje nim się nim wygodnie, bez wysiłku, więc nie wymyka się spod kontroli
- deska – nóż do pary musi mieć dobrze dobraną deskę. Najlepsze są drewniane z hebanu, kokosa, dębu czy akacji. Mają naturalne właściwości bakteriobójcze i odpowiednio pielęgnowane są trwałe. Trzeba je umyć i wysuszyć po każdym użyciu. Ładnie wyglądające są deski szklane, ale one tępią noże i nie można na nich kroić ostrzami ceramicznymi. Deski plastikowe da się umyć w zmywarkach, wykonane ze słabego tworzywa lubią wchłaniać zapachy.
- waga kuchenna – niezbędna do pieczenia, bo w cukiernictwie wszystkie składniki muszą być odpowiednio wyważone, by połączyły się w efektowną całość. Nie ma miejsca na eksperymenty, że mąki będzie na oko, a kakao nieco więcej. Waga może być mała i nie musi od razu rozliczać każdego składnika z kalorii. Najwygodniejsza jest taka, która ma podział zarówno na gramy, jak i mililitry.
5 rzeczy, które przydadzą się w kuchni
- wolnowar -kamionkowy garnek z przykrywką zasilany prądem i gotujący w niskich temperaturach. Zwalnia z obowiązku pilnowania pyrkającego rosołu i przewracania na drugą stronę pieczonej szynki. Gotuje bez wsparcia, a po skończonej pracy utrzymuje zalecaną przygotowanej potrawie temperaturę.
- parowar – warzywa do niego wrzucone są chrupkie i zachowują wszystkie swojej najcenniesze wartości. Ryba nie traci jędrności, a mięso jest soczyste i wcale nie bez wyrazu. W parowarze można nawet robić desery i to bez wyrzutów sumienia!
- wok – duży garnek, który najlepiej ogrzewa żywy ogień, ale i na kuchence indukcyjnej da radę. Dobrze w nim robić sosy do makaronów, gotować potrawy z ryżem czy kaszą. Świetny do smażenia konfitur. Najlepsze mają w pokrywkę wbudowany termometr.
- termometr do mięsa i cukierniczy. Ten do mięsa nie pozostawia wątpliwości, czy pieczeń jest już gotowa, bo dobrze ocenia jego temperaturę, a cukierniczy warto mieć jeśli w planach jest chociażby beza szwajcarska. Fanom słodkich eksperymentów, którzy marzą o ciastkach tak eleganckich, jak te z paryskich cukierni, termometr może uratować życie.
- szatkownica do warzyw i owoców – taka tarka sprawia, że składniki pocięte są równo i szybko. Nawet najmniejsza z kilkoma zaledwie wzorami robi swoją robotę i nadaje odpowiedni kształt składnikom.
5 rzeczy, których nie potrzebujesz w kuchni
- krajalnica do banana czy pomidora – dłużej trwa jej mycie niż pokrojenie owoców i warzyw zwykłym nożem
- obieraczka do kokosa intrygująco wygląda na wakacjach w Tajlandii, ale w Polsce, gdzie kokosy są słabej jakości mało kto obiera z nich skórkę, a potem z miąższu wycina płatki
- młynek lub nożyczki do ziół – zioła zdrowiej rozrywać niż siekać, co przy okazji trwa też szybciej niż kręcenie nimi w młynku
- sitko do wyciągania pestek granatu – instrukcja mówi, że owoc trzeba włożyć do sitka i delikatnie w nie uderzać. Praktyka pokazuje natomiast, że ten system nie działa i znacznie wygodniej jest po prostu stukać w skorupkę nożem lub łyżką
- foremki do gotowania jajek w koszulce – jajko potrzebuje wody z octem i wiru, a nie wkładek, w których będzie się kleić
Wniosek jest więc taki, że by sprawnie radzić sobie w kuchni nie trzeba od razu przynieść do niej całego sklepu AGD. Ani innego stylowego, w którym ze względu na uroczo spersonalizowane wystawy aż chce się zamieszkać. Im więcej rzeczy pojawia się w kuchni, tym łatwiej o utratę panowania nad kolekcją!
Napisz komentarz