No dobrze, przepytywałam tych, którzy na dziecko zdecydowali się bardzo wcześnie i tych, którzy zwlekali. Matki jedynaków i całej gromady. Kogoś jednak brakowało! Na szczęście jest Dagmara Hicks, autorka calareszta.pl, która od pięciu lat nie wysiada z wagonika roller-coastera, wciąż zdobywa szczyty bez mapy i w klapkach, bo jest… Mamą trojaczków! Jak wygląda takie życie? Przeczytajcie!Dlaczego blog nazywa się „cała reszta”? Automatycznie nasuwa myśl, że „matka trojaczków chce pisać o wszystkim, tylko nie o rodzicielstwie”, bo i tak wypełnia po brzegi jej dobę. Wyjaśnisz?
Odpowiedź na to pytanie jest dość złożona. Po pierwsze, mimo tego, że 5 lat temu moja planeta eksplodowała i urodziłam trojaczki, które rzeczywiście wypełniają całkowicie moją życiową przestrzeń, jestem z tych mam, które pragną, aby matka nie zabiła w nich kobiety. Oczywiście, że jest tak, że od kiedy stajemy się matkami, jesteśmy nimi do momentu, dopóki nie zamkniemy po raz ostatni oczu, ale na przestrzeni życia czas, kiedy dzieci najbardziej nas potrzebują, jest dość krótki. Chciałabym (i życzę tego każdej mamie) nigdy nie zapominać o sobie, o partnerze, bo dzieci odejdą, a my nadal zostaniemy ze swoim życiem, równie ważnym. Warto o nie dbać. Bo życie kobiety to nie tylko dom, dzieci ale i… cała reszta. Kariera, hobby, wiara, czy cokolwiek innego.
Po drugie – fascynuje mnie wiele rzeczy. Kuchnia, sport, wewnętrzna motywacja, treningi personalne, organizacja przyjęć, psychologia. Nie mam ochoty pisać w kółko o dzieciach, chcę się oderwać od tego tematu. Nazwa mojego bloga automatycznie pozwala na pisanie o wszystkim. Może być więc post o surykatkach i szpilkach. Mam wolność tematyczną.Na temat rodzicielstwa każdy ma swoją teorię – kwestia ilości posiadanych dzieci, różnicy wieku zawsze mnie bawi.Myślę, że jesteś jedyną matką, jaką „znam”, której nikt nie pyta: kiedy kolejne/synuś/córka… rozwaliłaś system, jakie reakcje na Twoje potrójne macierzyństwo najbardziej zapadły Ci w pamięć?
Najbardziej zaskakują mnie intymne pytania zadawane przez obcych mi ludzi na środku ulicy. Na przykład: czy te dzieci to z in-vitro, czy karmiłam piersią, itp. Najbardziej zapadają w pamięć słowa współczucia. Nie znoszę ich i nie wiem czemu mają służyć oprócz chwilowej satysfakcji mówiącego, że jednak ma lepiej, bo nie ma trojaczków. Co uważam oczywiście za totalną bzdurę. Moje życie to ciągły rollercoaster. Czy ktoś kiedyś źle bawił się w wesołym miasteczku?!
Wiem jednak, że każda matka się z tym zmaga, pytanie „A gdzie czapeczka” powoli staje się kultowe. Dzieci są jakby przepustką do wścibstwa. Oczywiście wszystko to z uwagi na ich dobro, bo przecież nagle znalazły się w rękach niedoświadczonej siksy, która sobie nie poradzi (czytaj matki) i cały świat musi je ratować z opresji.Dostaję sprzeczne komunikaty – jedni mówią, żeby nie zwlekać z rodzeństwem dla jedynaka, bo im mniejsza różnica, tym bliższa więź między dziećmi i temat „pieluch” zamknięty sprawnie, bez rozwlekania w czasie. Inni zachwalają rodzicielstwo dzieci z dużą różnicą wieku, bo to starsze nie jest wtedy tak absorbujące i sprawia, że młodsze dostaje masę uwagi, czułości, o których brak mają do siebie często mamy pretensje. Jak jest z trojaczkami? Brzmi jak hardcore i jazda bez trzymanki. Kobiety po urodzeniu 1 dziecka proszą o pomoc teściową, mamę, Trójcę Świętą, a Ty tak sama… jak?! Opowiedz mi proszę, kiedy Ty sypiałaś, sypiasz? I jak to organizujesz, że … nie wybuchło!
Mało śpię, to fakt. Odpuściłam wiele rzeczy. Nie robię konkursów na najlepszą Panią domu, byle kiedy myślę sobie, że od kurzu na szafce jeszcze nikt nie umarł. Jestem dobrze zorganizowana, dużo planuję i jak coś działa, robię to w kółko. Planuję menu na cały tydzień, właściwie wszystko kupuję przez Internet, piorę i gotuję blokami. Posiadanie trojaczków mimowolnie uchroniło mnie od bycia matką-helikopterem, a moje dzieci uczy samodzielności. Nie ma wyjścia, mama ma tylko dwie ręce, więc trzeba sobie samemu radzić. Nie mam niani, nad czym ubolewam, bo wielokrotnie, szczególnie wtedy, kiedy mój mąż wyjeżdża, ktoś by się przydał. Nie mam z tego powodu satysfakcji, że niby to sama opiekuję się dziećmi, bo one też płacą tego cenę. Walka o uwagę jest w naszym domu męcząca i jeśli cokolwiek, to właśnie to doprowadza mnie do szału. Moje babcie też wiele nie pomagają – jedna jest w Australii, a druga pracuje zawodowo (i tak bardzo się stara i jest bardzo dzielna, pozwalając nam na przykład na dwa wyjazdowe weekendy w roku bez dzieci). Jestem więc zdana na siebie, ale nie narzekam, bo i po co?Czy w przypadku posiadania trójki dzieci ma się jeszcze siłę, cierpliwość i czas na sentymenty, zachwycanie się uśmiechami i każdym sukcesem, przeżywa się to potrójnie, czy… Między praniami, ganianiem za urwisami, nie ma czasu?
Oczywiście, że jest! Przeżywa się wszystko potrójnie. Ja miałam dzieciaki późno, bo w wieku 32 lat. Zwiedziłam już do tego czasu ogromną część świata, wybawiłam się za wszystkie czasy, miałam markowe ubrania i śniadanie w Paryżu, jeśli była na to ochota. Miałam też za sobą czas boomu na karierę w korporacji, wystąpienia przed 300 osobami i prowadzenie 65 osobowego zespołu. To była moja pora na dzieci i kiedy nadeszła, czułam się spełniona i bardzo na to gotowa. Nie wyobrażam sobie urodzenia trojaczków na przykład z „wpadki” w wieku 19 lat. Czułabym chyba, że coś straciłam. A tak teraz jest mój czas na bycie mamą. Niczego nie żałuję. Nie tęsknię do hucznych imprez i realizowania siebie. Poza tym nie mogłam zajść w ciążę dwa lata i bardzo dokładnie zobaczyłam wizję życia bez dzieci. Tym bardziej doceniam każdą chwilę i nie śmiem narzekać na to, co mam, a co tak wielu nie będzie dane.Wyzwania związane z trójcą mogę sobie jakoś, abstrakcyjnie i w wersji demo, wyobrazić. Czytałam Twój list do „ciebie samej” z okresu ciąży. Co mogłabyś powiedzieć tym wszystkim, które usłyszały, że bije w nich więcej serc niż sądziły, żeby nie umarły ze strachu? Jakie są plusy takiej gromady yyy… wzajemnych rówieśników?
Plusy? Że co? Jakie plusy? Hahahaha. No jakieś są chyba – jedna ciąża, jeden poród i jedno dochodzenie do siebie po, jeden okres ząbkowania i wychodzenia z pieluch. A reszta? Niestety – dużo pracy, kasy, wszystko trzeba kupić razy ileś, nic nie przechodzi z dziecka na dziecko. Ale! Dla mnie jest jeden ogromny plus – jako jedynaczka marzyłam o dużej rodzinie. Gdybym „odchowała” jedno dziecko, ciężej byłoby mi się zdecydować na kolejne. Zawsze jest praca, remont, coś. A ja mam trójkę za jednym zamachem, wszystko dzieje się jednocześnie i kiedy zamykamy dany etap wiem (często z ulgą), że to już naprawdę koniec, np. odpieluchowania. Uff. Wiele moich przyjaciółek, które mają teraz jedno kilkuletnie dziecko waha się przed posiadaniem kolejnego. Boją się ciąży, czy sobie poradzą, czy uda im się pogodzić pracę z wychowaniem dwójki dzieci. W moim przypadku ten problem się rozwiązał sam. Paradoksalnie myślę, że trudniej niż trojaczki jest wychowywać np. czterolatka, dwulatka i niemowlaka jednocześnie. Każde z tych dzieci jest na innym etapie, ma inne potrzeby. Ja przynajmniej mam cały czas to samo tylko razy trzy. Wiesz jak to jest, zamiast jednej, robię po prostu trzy kanapki, a nie z dzieckiem przy piersi robię drugiemu kaszkę i kanapkę dla przedszkolaka. No i rano jadę w jedno miejsce, teraz do przedszkola, kiedyś do szkoły. Z mojej perspektywy tak jest łatwiej.Czytając Twoje przepisy, testy motywacyjne, nie mogę się skupić, bo dręczy mnie poczucie winy, że z jednym dzieckiem nie jestem tak produktywna, jak ty z trójką. Masz jakieś patenty, zawsze byłaś cudownie zorganizowana, czy „potrzeba matką wynalazku”?
Strasznie dużo czasu straciłam na użalanie się nad sobą, na myślenie, że kiedyś to coś, że życie zacznie się, kiedy schudnę, wyjdę za mąż, czy jak będzie weekend. Teraz już nie czekam. Wyciskam ile się da z każdego dnia, czuję ogromną energię życiową i wreszcie wiem, czego chcę. Już na nic nie czekam, bo teraz wiem jak to osiągnąć. Zamiast więc narzekać – pracuję nad tym, żeby żyć tak, jak chcę. Codziennie ustalam priorytety. Numerem jeden są zawsze dzieci. Numerem dwa nasze zdrowie. Numer trzy to w tym momencie dla mnie blog. Jego rosnąca popularność dodaje mi skrzydeł i ogromnej motywacji do dalszego pisania. Codziennie dostaję listy – ktoś dzięki mnie zaczął biegać, zmienił nastawienie do swojego rodzicielstwa, szczerze pogadał z partnerem, wprowadził zmianę w swoim życiu. Możliwe, że to jakieś moje miejsce w życiu i rola, którą mogę pełnić. Skoro ja, z trójką dzieci mogę, to Ty też rusz dupę. O. Uwielbiam to, bo w końcu robię to, co lubię i co zawsze we mnie było.To być może głupie pytanie, wybacz, ale dyktowane zwierzęcą ciekawością – u mnie jednorazowy występ z histerią w roli głównej, kilka prób testowania mojej cierpliwości przez jedno dziecko i na pytanie o kolejne dostaję dreszczy. Jak udało Ci się przejść przez te wszystkie „trudne momenty”?! Kiedy jedno ząbkuje, drugie ma gorączkę, a trzecie chce spać? Można trójce bąbli wprowadzić jakiś rytm i zapanować nad przebiegiem dnia?
Jasne, że można. Czasami niestety potrzeby jednego dziecka są ignorowane, bo drugie ma większy kłopot, ale dzieci raczej są dość przewidywalne i ja już wiem, że jeśli pojadę gdzieś bez przekąski po przedszkolu i będę wymagała od moich dzieci konkretnej czynności, muszę je do tego przygotować. Muszę na wszystko być przygotowana. Nadal niestety sama siebie zaganiam do narożnika i uwielbiam strzelać sobie w kolano, wybierając ekstremalne rozrywki dla moich dzieciaków i samej siebie. A przecież mogłabym puścić bajkę! No ale nie, ja muszę na hulajnodze objeździć wszystkie parki i zaliczyć każdą wycieczkę. Histeria czy u jednego, czy u trójki, wygląda podobnie. Wyrosła mi grubsza skóra na to i po prostu tak bardzo wszystkim się nie przejmuję. Dzieci uwielbiają być brudne i kochają psocić. Ja na pewno tego nie zmienię. Kiedyś przeczytałam super zdanie. Życie jest jak jazda na rowerze – żeby utrzymać równowagę, musisz przeć do przodu. I tak robię. W końcu jakie mam wyjście? Wcale nie posiadłam jakiejś tajemnej wiedzy, po prostu codziennie szukam możliwości przeżycia tej ekstremalnej sytuacji. Raz wychodzi mi lepiej i wtedy zdobywam mój prywatny Everest, a czasami nie, wtedy „nocuję w bazie” i liczę na to, że jutro będzie lepiej. Pozwalam sobie przegrywać, jestem tylko człowiekiem, matką. Chcę najlepiej, ale możliwe, że nie zawsze mi się to udaje. No i co? Nic. Ważne, że się staram.
Nie zawsze jest różowo. Korzystam ze wsparcia dziecięcego psychologa, behawiorysty, łapię się wizyt w poradniach, chodziłam na kursy komunikacji z dziećmi, przeczytałam kilka książek, choć nikt nie pisze o praktyce życia z trójką dzieci w tym samym wieku. Mam wiele momentów, w których nie daję rady, płaczę z bezsilności. Ale walczę, bo póki walczę, nie przegrałam.Rodzice trojga dzieci często mówią, że pomiędzy 1 a 2 dzieci w wychowaniu jest ogromna różnica, ale kiedy pojawia się trzecie, to… wychowuje się samo 😉 bo rodzice luzują, doceniają, wiedzą, co jest ważne, a co warto olać. Jak jest z sytuacją, kiedy trójka pojawia się naraz?
Jest paradoksalnie łatwiej chyba. Dzieci szybciej się rozwijają, uczą się samodzielności. Od początku byłam dość wyluzowaną mamą, bo nie miałam wyjścia. Nie wychowuję dzieci nieśmiałych, stojących w kąciku, trzymających się maminej spódnicy. W takim tłoku dzieci się nauczyły, że nie ma co lamentować, trzeba się otrzepać, wstać z kolan i lecieć dalej. Taki los. Na dobre im to wyszło. Ubolewam nad brakiem czasu dla każdego z osobna. Ale pocieszam się, że dałam im siebie nawzajem, kiedy mnie braknie, zostaną im bardzo bliskie więzi. Nie przejmuję się opinią innych. Czasami moje dzieci są zbyt głośne, czasami się kłócą, nawet w miejscach publicznych. To, że ktoś na mnie patrzy w ogóle mnie nie wzrusza. Niech patrzy i podziwia!Wiem, że ciągle pytam o dzieci, ale interesuje mnie także to, kim i jaka byłaś przed ich narodzeniem i co się zmieniło, z perspektywy tych kilku lat w Tobie i podejściu do życia?Wszystko, haha. Nie wiem co ja robiłam zanim miałam dzieci? Chyba wiecznie marnowałam czas! Dzieci dodały mi skrzydeł. To od ich urodzenia przebiegłam maraton, zrezygnowałam z pracy dla jednej z lepszych firm na świecie i założyłam poczytnego bloga, sięgnęłam po swoje marzenia i stworzyłam własne miejsce pracy. Moje myślenie się zmieniło, totalnie. W jakimś stopniu macierzyństwo to był ten brakujący element układanki. Kiedy się pojawił, ja stałam się kompletną osobą. Coś, czego szukałam się pojawiło, nadało mojemu życiu nowy kierunek i je uporządkowało. Przestałam się zamartwiać głupotami i tracić czas na sentymentalne pierdy. Moje życie nabrało głębszego sensu. I teraz to wykorzystuję. Chcę przekuć pisanie w coś większego. Dla siebie. Pisanie to dla mnie rodzaj terapii.Czy od początku wiedziałaś, że Twój świat nie może się kręcić tylko wokół dzieci, bo jest „cała reszta”, czy ta potrzeba bycia nie tylko mamą przyszła z czasem? Ja pamiętam, że całkowite oddanie dziecku było dla mnie oczywiste ponad rok, ale potem zaczęłam tęsknić za… „sobą”, „moje”, „teraz ja”. Jak było z Tobą?
Zawsze wiedziałam, że nigdy nie „poświęcę się” dla dzieci. To dla mnie głupota, która rodzi nieporozumienia, żale i oczekiwania matki, aby dzieci to doceniały. Ja daję ile mogę, ile potrzeba, ale zawsze coś zostawiam dla siebie. Nie potrafię zrezygnować z siebie dla kogoś. Oczywiście, że moje życie zdominowane jest przez dzieci, ale jest w nim miejsce na wszystko inne, na całą resztę. Oczywiście nie na raz, nie już, ale powoli można osiągnąć wszystkie swoje cele, nawet z szóstką dzieci. Dzieci nie mogą być za karę. Gdybym ze wszystkiego zrezygnowała, czułabym żal. Możliwe, że kiedyś bym im wyrzucała, że coś mi zabrały. A przecież powinny dawać. Mam nadzieję, że dzieci będą mnie odwiedzać ze względu na więź, która nas łączy, a nie wyrzuty sumienia, że kiedyś tam wstawałam do nich po nocach.Masz jakiś patent na to, żeby być… szczęśliwą, spokojną i spełnioną? Wiesz, nosiłaś 4 serca w sobie na raz, musisz być nadczłowiekiem i wiedzieć więcej!
Mam. Żyj dzisiaj, poszukaj czegoś, co kochasz i rób to. To może wyświechtany slogan, ale odkąd odnalazłam swoją najlepszą przyjaciółkę, moje życie jest lepsze. Jestem nią ja. To sobie potrafię wybaczyć, poklepać się sama po ramieniu i powiedzieć, dobrze Ci poszło, stara, usiądź sobie na chwilę, celebruj małe zwycięstwa, zobacz ile już dokonałaś. Moje dzieci obchodziły niedawno 5 urodziny. Świętowałam razem z nimi, bo ta droga, którą razem przeszliśmy to moja podróż życia. Na Everest, w klapkach i bez mapy. Droga, którą kroczy codziennie miliony mam na całym świecie. Dałam radę.
Czasami można zrobić coś na siłę (np. w sporcie), ale lepiej tak ustawić swoje życie, żeby móc zrezygnować z tego, co nas uwiera, na korzyść rzeczy, którym poświęcimy się z potrzeby serca. Wszędzie się być nie da. To wszystko przychodzi z dojrzałością. Dlatego lubię moje 37 lat. Jestem mądrzejsza niż kiedyś, dużo bardziej asertywna. Wyrzuciłam ze swojego życia wszystko to, co podcina skrzydła, otaczam się ludźmi, którzy dobrze mi życzą. Do reszty podchodzę z uśmiechem. Niektórych rzeczy zmienić się nie da, ale możemy zmienić swoje do nich nastawienie. Tak myślę o moich trojaczkach. Zostałam wybrana. Nie skazana. To, że je mam to zaszczyt, nie kara. Moja szklanka jest do połowy pełna.Dagmara Hicks – mama 5 letnich trojaczków, autorka bloga calareszta.pl. Pisze o tym, że macierzyństwo bez lukru też jest zjadliwe, a nawet mając trojaczki trzeba walczyć o realizację swoich marzeń. Bez ściemy łapie za serca i mówi to, co wiele z nas tylko myśli.
4 komentarze
Świetny wywiad 🙂 Trafne pytania Radomskiej i błyskotliwe odpowiedzi Dagmary. Obie czytam oddzielnie i bardzo fajnie, że takie osobowości się spotkały 🙂
Dzięki wielkie! Uwielbiam Radomską, tym bardziej cieszę się, że mnie „przepytała”. 🙂
Przyjemnie było przeczytać. Widać, że odpowiedzi są logiczne, z sensem, a nie kilka przypadkowych słów złapanych w jedno zdanie. To też jest siłą Twojego bloga Dagmaro 🙂
mamy bliźniaków to mega mamy, a mamy trojaczków to hiper mamy. Chylę im czoła. Ja mama trójki maluchów mimo wszystko nie wyobrażam sobie jak wiele może, jak wiele potrafi rodzic z takim dorobkiem.