Adaptację brytyjskiego formatu „Superniania” śledziła chyba cała Polska. Niemal każdy rodzic próbował zastosować w swoim domu zasady, które proponowała jego główna bohaterka i prowadząca. Uwierzycie, że od nagrania ostatniego odcinka minęło już 8 lat? Co po jego zakończeniu działo się z Dorotą Zawadzką? Czym się teraz zajmuje? Czy popularność ją zmieniła? I czy czas sprawił, że zmieniły się jej poglądy i odwołałaby jakieś porady, których udzielała w programie? Czy nadal jest Supernianią Polaków? Przeczytajcie koniecznie!Superniania, program dla rodziców, którzy nie dają sobie rady ze swoimi dziećmi, wyniósł Cię na szczyty popularności, ale zostałaś Supernianią, bo taka była twoja rola, czy właśnie dlatego, że miałaś takie doświadczenia zawodowe, wybrano Cię do prowadzenia programu? Kim była i co robiła najsłynniejsza niania nim nią została?
Wybrano mnie bo wygrałam casting. Wcale się do niego nie zgłaszałam, zostałam zaproszona. Byłam wcześniej i później także, nauczycielem akademickim. Ponieważ specjalizuję się w mediach dla dzieci to uczestniczyłam w tworzeniu programów telewizyjnych dla młodych widzów. Potem pojawiałam się w różnych mediach jako ekspert od mediów i dzieci. Okazało się, że dobrze wypadam przed kamerą a do tego mam coś sensownego do powiedzenia.Na wizji to byłaś „100% Ty”, a może kalka postaci niani z oryginalnej wersji programu?
To byłam ja, choć nieco wyostrzona formatowymi wymaganiami – taka moja wersja HD. To znaczy ja jestem zdecydowanie cieplejszą i bardziej bezpośrednią osobą.Choć licencja na program się skończyła, a Ty na stałe nie gościsz w żadnej z telewizji, nadal działasz aktywnie i edukujesz rodziców. Czym zajmuje się teraz Superniania, gdzie można ją spotkać, czy nadal aktywnie wspiera rodziców?
To fakt, nie ma mnie w żadnej telewizji. Nie ma w Polsce stacji mającej możliwości wyprodukowania programu, który mogłabym tworzyć. Teczka z moimi pomysłami na program dla rodziców jest na dnie szuflady. To znaczy telewizja tak bardzo się zmieniła, że w ogóle nie widzę w Polsce możliwości robienia takiego programu jakim była Superniania. Teraz na co innego się kładzie nacisk i nie jest to na edukacja rodziców czy poprawa ich relacji z dziećmi – niestety.
Pracuję bardzo intensywnie. Stworzyłam program wykładów, szkoleń i warsztatów. Spotykam się z rodzicami i dziećmi w całej Polsce. Szkolę nauczycieli i rodziców zastępczych. Współpracuję z wieloma instytucjami. Ale realizuję także własne autorskie projekty, jak choćby wakacyjna akcja społeczna „Przytulmy lato”. W tym roku odbędzie się jej trzecia edycja.Popularność ma swoje jasne i ciemne strony. Najłatwiej mają Ci, którzy zostali wykreowani albo są uznawani za neutralne postacie Ty jesteś jednak charakterystyczna i masz jasno sprecyzowane poglądy w wielu kwestiach, z którymi spora część ludzi się nie zgadza. Dlaczego nie powstrzymujesz się od komentowania tak społecznie ważkich tematów jak losy sześciolatków, kwestie szczepień? Nie lepiej siedzieć cicho, nie dostawać po głowie i być nadal „ciocią wszystkich”?
Nigdy nie byłam „ciocia dobra rada”. Tak, mam poglądy i nie w waham się ich używać. Nie robię nigdy nic pod publiczkę. Nie owijam w bawełnę, bo tylko to – moim zdaniem – ma sens. Nigdy nie siedziałam cicho. Każdy ma prawo posiadać poglądy. Osoba publiczna także. Poza tym, uważam że to ważne aby dzieci dostawały szybciej szansę na edukację, aby były lepiej chronione od groźnych chorób, aby zdrowo się odżywiały. Tak, również dobrej jakości margaryną. Nawet ci którzy nie kojarzyli samego programu, nie widzieli go, znają, choćby pobieżnie żelazne zasady Superniani. Karny jeż bardzo długo był stosowany przez rodziców w celu okiełznania gniewu i płaczu malucha. Dziś jednak „modna” (jeśli to jakkolwiek adekwatne pojęcie w odniesieniu do wychowania) jest teoria rodzicielstwa bliskości, której zwolennicy nie zostawiają na Twoich metodach suchej nitki. Kojarzę wiele postów z forum, że, choćby karny jeż, powoduje, że dziecko czuje się sfrustrowane i opuszczone, nie rozumie emocji, które nim targają, czuje się ignorowane. Odpierasz jakoś te zarzuty? Dziś zweryfikowałabyś jakieś swoje poglądy głoszone w programie?
Nigdy nie uciekam od polemiki. To bardzo dobrze, że dyskutujemy o wychowaniu dzieci. Nie wszyscy muszą zgadzać się z tym co ja proponuję. Każdy ma prawo do swoich poglądów i metod, o ile nie krzywdzi w ten sposób innych ludzi a szczególnie dzieci. Rodzic mogą i powinni dokonywać także swoich wyborów. Jeśli komuś odpowiada rodzicielstwo bliskości – niech tak wychowuje dziecko. Kto inny woli trzymać dziecko w ryzach żelazną dyscypliną. Są niestety i tacy, którzy po prostu nic nie robią i czekają aż przedszkole czy szkoła wychowa dzieci za nich. Rodzicielstwo bliskości i moje metody łączą niezmienne pryncypia. Szacunek do dziecka, podążanie za nim w wychowaniu, traktowanie dziecka jak każdego innego człowieka, respektowanie dziecięcych praw. Nigdy nie krytykuję poglądów innych jeśli nie wykraczają poza obowiązujące prawo i nie mają negatywnego wpływu na dziecko. Ja daję rodzicom wybór. Nie mówię, że coś jest lepsze a coś gorsze. A jeśli chodzi o „karnego jeża” – przypomnę, że to nie jest kara a wyciszenie, uspokojenie emocji. Moim prywatnym karnym jeżem jest balkon, na który sobie wychodzę by ochłonąć. Ktoś kto czyta tę metodę tak jak powyżej ją opisałaś – kompletnie jej nie rozumie i zapewne źle stosuje. Nic bym nie zmieniła, ale na pewno nie zrobiłabym dziś takiego programu. Za bardzo zmienił się nasz polski odbiorca. Pojawił się hejt. Nigdy bym nie naraziła „swoich rodzin z Superniani na to co teraz mogłoby wydarzyć się w plotkarskich mediach.Pytanie, które nurtuje mnie prywatnie – czy naprawdę można dziecko „odmienić” (tudzież naprawić rodziców, bo najczęściej wymykające się spod kontroli zachowania dziecka to właśnie ich „zasługa) w przeciągu kilku dni? Niejedna mama marzyła pewnie, że Superniania pojawi się u niej w domu i w siedem dni sprawi, że zapanuje w nim pokój. Czy to tylko magia telewizji, w rzeczywistości proces był bardziej złożony?
Ależ to nigdy nie trwało kilka dni, a dużo dłużej. Każda rodzina dostawała także zalecenia na pracę po moim wyjeździe z ich domu. Oczywiście jest kilka metod, które działają po prostu szybko i skutecznie, ale zmiany na dłużej to ciężka praca. Tak jak z dietą, by by uniknąć efektu jo jo. Ja pokazywałam tylko jak to działa. I reszta była w rękach rodziców.Wiesz, co działo się z Twoimi „pacjentami” dalej, po programie? Czy wytrwali, czy udało im się opanować lepiej swoje role?
Bywało rożnie, ale zwykle wszystko dobrze się układało. Przez pierwsze kilka lat z większością z nich utrzymywałam bliskie kontakty. Teraz, po 10 latach, spośród 33 rodzin kontaktuję się mniej więcej z jedną trzecią. Dzieciaki wyrosły, wiele się zmieniło. Ale zawsze po programie było lepiej niż przed wizytą Superniani. Tego jestem pewna.Żyjemy w kulturze pudelkowej i plotkarskiej. Jak Ci Doroto z tym, że kiedy „robisz swoje”, działasz, organizujesz spotkania, ruszasz z nowym portalem, mainstreamowe media milczą, a … Twoje schudnięcie jest szeroko komentowane? To Cię frustruje, bawi, w ogóle nie rusza?
Kiedyś mnie to denerwowało, potem śmieszyło a teraz po prostu nie zwracam na to uwagi. Dzisiejsze media bardzo zmieniły ludzi. Zmieniły im dietę na plotkę, sensację, wyśmiewanie. Za bardzo kocham swoją pracę, aby się tym przejmować. Ja pracuję ciężko, mam ponad 200 spotkań rocznie i nie mam czasu na głupoty. Nic mi do tego. Nie mam czasu na pierdoły.W życiu osób publicznych dostrzegam jeszcze jeden, pewnie utrudniający funkcjonowanie problem. Jeśli ktoś zostaje uznany za „pozytywnego bohatera”, koniecznie trzeba mu dowalić. Wyprać jakieś, nawet wyssane z palca brudy. Widziałam artykuły na temat Twojej rodziny, relacji z synami i pamiętam, że wzbierała we mnie złość. Zakładam, że były to bzdury, a nawet jeśli nie, to absolutnie nie moja sprawa i nie zamierzam tu o nic dopytywać. Poza tym, jak sobie radzisz z tym? Z tym obrzucaniem człowieka błotem?
Naprawdę nie mam na to czasu. Nie mam też na to wpływu, więc się tym nie przejmuję. Kiedyś było inaczej. Czytałam wszystko i śmiałam się z tego. Teraz po prostu szkoda mi czasu na chłam i babranie się w tym bagienku. Jest tylu wspaniałych ludzi, tyle rzeczy do zrobienia, mądrych i wartościowych a życie mamy jedno. I czas pędzi, więc robię co kocham, otaczam się ludźmi którzy mnie kochają, mam wspaniałych synów, cudownego męża, pracę którą kocham i zdrowie. Czegóż więcej trzeba do szczęścia? Niech się tamci zaleją swoją żółcią. Ich wybór. Ja wolę uśmiech i urlop nad morzem.Jeśli ktoś natomiast wyróżnia się w jakiejś dziedzinie, jego osiągnięcia stara się przekładać na wszelkie inne sfery życia. Wiesz, że cudowny sportowiec to od razu fantastyczny człowiek, ktoś, kto udziela się charytatywnie, to automatycznie osoba bez skazy, błędów na koncie itp. Nie uwierał Cię ten aspekt popularności, że zostałaś niezaprzeczalnie uznana za autorytet w kwestii wychowania? Znajomi nie walili drzwiami i oknami oczekując pomocy? To musi być bardzo trudne – nie mieć przyznanego prawa, jakie posiada i skrzętnie wykorzystuje każdy – prawa do błędów, pomyłek, niewłaściwej reakcji…
Znajomi walili i nieznajomi. I walą nadal. Wzruszają mnie telefony o tym że „tylko ty możesz pomóc” i pomagam. Nie jest łatwo być autorytetem dla wielu – bo przecież nie dla wszystkich. To wspaniałe uczucie. Mam teraz do czynienia z drugim pokoleniem „moich Mam”. 10 lat temu były nastolatkami i oglądały program a teraz wychowują swoje dzieci pamiętając co widziały. To niesamowite uczucie. A co do błędów i pomyłek. Po to nieustannie się uczę, by ich nie popełniać. A jeśli są, to mówię o nich głośnio, nie boję się. Jestem przecież człowiekiem a nie maszyną.Jak te telewizyjne – medialne doświadczenia Cię zmieniły? Jesteś odporniejsza na krytykę, bardziej pewna siebie, czy dłużej analizujesz swoje wypowiedzi, zachowanie, wygląd…?
Raczej się nie zmieniłam. Nadal zakładam na siebie to co sama lubię, ulubiony sweter do jeansów, nie maluję się, zachowuję jak dziecko z ADHD. Być może powinnam czasem się dłużej zastanowić zanim coś powiem, ale to nie leży w mojej naturze. Jestem „szybka”. Komentuję co uważam i jak uważam. Taki gatunek.Na swoim oficjalnym profilu w opisie napisałaś „że to nie jest darmowa poradnia pedagogiczna” – ludzie naprawdę wierzyli, że obca kobieta, na odległość, będzie w stanie na czacie rozwiązać ich rodzinne problemy? Przeraża mnie to… Jak łatwo stać się autorytetem ( i za jaki drobiazg można popaść w niełaskę…)
Po pierwsze nie ma tam słowa darmowa, choć jest darmowa. Udzielam niezliczonej ilości darmowych porad, na co pukają się w czoło moi znajomi. Potem sami dzwonią i … mówią dziękuję.Taka misja. Ja nie rozwiązuję rodzinnych ani żadnych innych problemów na odległość, ale sugeruję udanie się do specjalisty, daję wskazówki, podpowiedzi, sugestie. Nie „leczę” przez Internet.Czym jest więc ten profil? Zbiorem autorskich lub udostępnianych, szeroko pojętych treści rodzicielskich? Internetowym wydaniem Ciebie tudzież, po prostu, Tobą w internecie?
Zawsze żartuję, że tam mieszkam. Mój profil jest podobno nietypowy, bo ja tam nie promuję wyłącznie siebie i swoich treści. Udostępniam, bo mi się podobają, fajne blogi parentingowe, polecam to co mnie samej wyda się godne uwagi, jestem tam niezależna i wszystko to są moje własne opinie i oceny. Jeśli o czymś piszę to dlatego, że tak uważam, a nie dlatego, że mi za to zapłacono. Zarabiam gdzie indziej. Przede wszystkim na swoich kompetencjach i wiedzy. I to daje niesamowitą wolność.Opowiedz mi zatem o swoich zawodowych projektach, nowej stronie, o tym, co ludzie powinni wiedzieć poza tym, że odchudzona wyglądasz ekstra?
Dziękuję za komplement. Rzeczywiście sporo schudłam i jestem z siebie dumna, ale zgadzam się, że to nie jest mój podstawowy sukces ostatniego roku. Za taki uważam docenienie mnie Orderem Uśmiechu i miejscem w jego Międzynarodowej Kapitule. W tym roku latem zrobimy z mężem już trzecią edycję naszej własnej społecznej akcji edukacyjnej dla rodziców. „Przytulmy lato”. Przez dwa miesiące wakacji, codziennie spotykamy się z rodzicami w miejscach ich letniego wypoczynku. Codziennie w innym miejscu na wybrzeżu. W ubiegłym sezonie było takich spotkań 65. W tym roku lista jest już niemal zamknięta. Akcja ma już swoją markę.
Kończę projekt programu zajęć dla przedszkoli i zerówek dotyczący poprawy dziecięcych kompetencji związanych z inteligencją emocjonalną. Wkrótce rozpocznę rekrutację placówek, którą mam nadzieję zakończyć do wakacji, a we wrześniu nauczyciele współpracujących ze mną placówek zaczną go realizować.
Wraz z uznaną firmą doradczą specjalizującą się we wspieraniu służby zdrowie rozpoczęłam projekt „Dziecko pacjent”. Na wspólnych szkoleniach edukujemy pielęgniarki jak pracować z dzieckiem i jego rodziną. Cel to wdrożenie i zapewnienie przestrzegania, powstałej w ub. roku Karty Praw Dziecka Pacjenta.Jestem społecznym doradcą Rzecznika Praw Dziecka. Tę funkcję pełnię z dumą, gdyż Rzecznika dzieci mają wspaniałego i praca z nim to zaszczyt dla mnie. Reprezentuję Polskę w PEGI Council czyli międzynarodowej organizacji pracującej nad oceną gier komputerowych pod względem ich oddziaływania na dzieci i młodzież. Piszę książki (niedługo dowody na półkach), blogi, porady, mam zajęcia ze studentami różnych uczelni. Robię dużo różnych rzeczy i miejsca by nie starczyło, by o wszystkim napisać. Nadal robię wiele warsztatów dla rodziców, w ramach różnych projektów edukacyjnych. Najważniejsze w tym wszystkim jednak jest to, że nadal kocham tę robotę. Nieustannie i wciąż się uczę i nadal umiem cieszyć się życiem – jak dziecko.Dziękuję za rozmowę. Trzymam kciuki, aby ta Twoja energia była niewyczerpalna!Dorota Zawadzka – pedagog i psycholog rozwojowy. Doradca rodzinny. Wieloletni nauczyciel akademicki. Współtworzyła i prowadziła wiele programów telewizyjnych. Ekspert ds. dzieci w mediach. Jest autorką poradników dla rodziców. Jest społecznym doradcą Rzecznika Praw Dziecka. Współpracuje z wieloma organizacjami pozarządowymi działając na rzecz dzieci.
Napisz komentarz