Jego kariera to american dream każdego blogera. Jeszcze dwa lata temu nieśmiało pisał, że czyta mojego bloga i podziwia, a dziś swoimi sukcesami wyprzedził mnie i całą zgraję innych blogerów o lata świetlne. Dziś mam dla Was mądrą rozmowę z Konradem Kruczkowskim, niesamowicie inspirującym blogerem i tatą prawie dwuletniej córki, którego kariera nadal nie zwalnia i który, jak sami się przekonacie, zawsze potrafi ubrać to, co myśli w trafne słowa. Czy uważasz, że do ojcostwa, rodzicielstwa niezbędny jest jakiś rodzaj powołania, pewności, czy każdy może zostać dobrym rodzicem?
To nie jest łatwe pytanie. Myślę, że w każdym tkwi potencjał na zostanie dobrym rodzicem. Myślę też, że w pewnym stopniu wszyscy jesteśmy nieprzygotowani na rodzicielstwo. Nie lubię słowa „pewność” – jest skrajne. Mam takie doświadczenie siebie, że skrajne bardzo często oznacza niedojrzałe. Decyzja o zostaniu rodzicem jest na tyle poważna, że muszą jej towarzyszyć wątpliwości.Reprezentujesz tradycyjne wartości, więc pewnie od zawsze wiedziałeś, że założysz rodzinę. Statystycznie jednak ludzie odkładają takie decyzje w czasie, rezygnują z nich w ogóle, albo wycofują się po fakcie. Nie czujesz się trochę jak unikat, żeby nie powiedzieć, dinozaur?
Staram się zachowywać dystans do tego „co zawsze chciałem”, bo skoro zawsze, to być może nie jest to moje. Dorastając nasiąkamy różnymi przekonaniami. Bywa, że ludzie nigdy ich nie weryfikują, nie pytają czy te historie są naprawdę ich. Czasami w akcie buntu przyjmują zupełnie inny model, modny kulturowo albo wygodny, ale to również dzieje się bezrefleksyjnie. Wtedy dzieje się dramat: prawie zawsze osobisty, często rodzinny. Chcę powiedzieć, że jeśli ktoś zostaje rodzicem lub podejmuję decyzję, że zostać nim nie chce, ale nie kryje się za tym wewnętrzna praca, to obie one będą przykre w skutkach.
Absolutnie nie czuję się dinozaurem, przeciwnie, mam poczucie, że mamy do czynienia z renesansem aktywnego, zaangażowanego rodzicielstwa. W tym – co jest nam bardzo wszystkim potrzebne – zaangażowanego ojcostwa.Dzięki blogowi Twoje życie nabrało szaleńczego tempa. Zrezygnowałeś z etatu, pracujesz na własny rachunek, bywasz na całej masie konferencji, prowadzisz wykłady… jak to wpływa na Twoje rodzicielstwo? Udaje Ci się wygospodarować więcej czasu i uwagi dla rodziny niż wtedy, kiedy pracowałeś w pełnym wymiarze godzin?
Życie zawodowe zmieniło się, ale jego tempo, zwłaszcza ostatnio, jest mniejsze. Oczywiście zdarzają się takie okresy jak teraz, gdzie dużo podróżuje. To część mojej pracy.Cena jednak jest wysoka, sam mówisz jednak dużo o najcenniejszej walucie jaką dysponujemy, o czasie…
Dobrze, że o tym rozmawiamy, bo to co widać na zewnątrz, to efekt. Publikacje, nagrody, rosnące zainteresowanie poza dość hermetycznym i wciąż niewielkim światem blogów. Ale ten efekt ma swoją cenę i coraz częściej decyduję się na krok w tył, bo nie jestem gotów jej zapłacić.Jaka cena jest zbyt wygórowana?
Przed miesiącem poznałem dziennikarzy z ukraińskiego radia. Fascynujący, bardzo odważni, a jednocześnie bardzo pokorni ludzie. Pojawiła się możliwość pojechania na Ukrainę, na linie frontu. Bardzo szybko, bo w kilka dni, znalazła się redakcja gotowa nie tylko opublikować reportaż, ale pomóc logistycznie i sfinansować cały wyjazd. Bardzo chciałem, bo mógłbym pracować pod okiem najlepszych, ale cena niepokoju moich bliskich okazała się zbyt wysoka.Na Twoim blogu pobrzmiewa taki trochę moralizatorki ton. Można ulec wrażeniu, że „ten Konrad, to zawsze wie co powiedzieć, jak powiedzieć, jak opisać i nad czym się pochylić w odpowiedni sposób to nazywając”. Odruchowo mam skojarzenia z filozofem, mędrcem, nauczycielem, takim trochę internetowym guru. Ja znam Cię prywatnie, ale poproszę o krótki rachunek sumienia- jakim mężem, ojcem, facetem Konrad jest na co dzień? Takim rozważnym i uważnym jak na blogu?
Konrad jest mężem i ojcem różnym, i nigdy nie starałem się tego ukrywać. Nigdy też na blogu nie skłamałem. Dzielę się swoim doświadczeniem i narracją, ale to czytelnik zawsze ma wybór, na ile chce z tego skorzystać i uznać za swoje. I bywa bardzo różnie, bo głosy krytyczne pojawią się wcale rzadko.
Są dni, z których nie jestem dumny. Szczęśliwie dzielę codzienność z niezwykle mądrą kobietą, która potrafi stawiać przede mną wyzwania. W odpowiedni i wyważony sposób zwraca uwagę na te rzeczy w moim i partnerstwie, i ojcostwie, które nie są dobre. To oczywiście rodzi napięcia, ale na koniec dnia, jest twórcze. Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale kobiety definiując swoje rodzicielstwo mają masę punktów odniesienia. Jest mnóstwo archetypów (np. osławionej matki Polki), kobiety mają wybór- jakimi matkami chcą być. Czy nie uważasz, że ojcom jest trudniej? Długo byli zobowiązani jedynie do ekonomicznej troski o rodzinę, a teraz wymaga się od nich zaangażowania, czułości, obecności…
To jest oczywiście prawda, że model zaangażowanego ojcostwa został przerwany, że mężczyzn zamknięto najpierw w fabrykach, a teraz w biurach, a ekonomia wyrwała nas z domów. Ale to żadne usprawiedliwienie. Zaangażowanie, czułość, obecność to konsekwencja miłości, a miłość nie jest kwestią deklaracji.
Mam taką teorię, że w pewnym momencie mężczyźni zaczęli dziedziczyć po sobie strach. Przekonanie: nie jest dość dobry. I każde wyzwanie, które mówi do mężczyzny „sprawdzam”, i które może powiedzieć „rzeczywiście, nie jesteś dość dobry” paraliżuje i każe uciekać. Mordercza praca to żadne ryzyko. Potrafimy. Obserwowaliśmy własnych ojców. Obecność w domu jest czymś nowym, w więc wyzwaniem dużo większym. Tylko, że męskość – jakkolwiek sztucznie i śmiesznie to brzmi – to jest właśnie mądre wchodzenie w nieznane. Dobrze, że do tego wracamy. Czy jest coś, czego się w swoim rodzicielstwie kompletnie nie spodziewałeś, nie byłeś na to gotowy? W pozytywnym i negatywnym sensie?
Nie umiem ocenić czy to negatywne, czy pozytywne, ale brakło mi, a może nam, pokory wobec tego, jakim dziecko potrafi być obciążeniem dla związku. Długo towarzyszyła mi arogancja, że komu jak komu, ale nam, jako parze, uda się w tej rzeczywistości odnaleźć. Tymczasem we mnie pojawił się bardzo silny, ojcowski szowinizm i stawianie córki na pierwszym miejscu. Potrzebowałem chwili żeby zrozumieć, że to nie są rzeczywistości (małżeństwo, ojcostwo), które rywalizują ze sobą. Masz jakąś wymarzoną wizję swojej dorastającej córki np. że pójdzie w Twoje ślady?
Chciałbym, żeby myślała o innych ludziach, i o tym, że nigdy nie można nikogo wykluczać, że nie ma powodu, absolutnie żadnego powodu, aby mówić komuś, że jest gorszy, mniej warty. Mam nadzieję, że jako dorosła kobieta, będzie podobna do swojej mamy. Od czego zależy trwałość rodzinnych więzi według Ciebie? Dlaczego tylko nielicznym się teraz udaje i co Ty robisz, żeby być w tym elitarnym gronie?
Nie w elitarnym – nie wolno tak kategoryzować ludzi. Za rozpadem rodziny niemal zawsze kryje się jakiś dramat. I choć jest we mnie dużo spokojnej nadziei, że ta relacja będzie trwać już zawsze, nie mam w sobie odwagi, żeby powiedzieć, że jestem tego absolutnie pewien.
Bardzo ważne jest to, że dajemy sobie z Kamilą, moją żoną, ogromną przestrzeń wolności: do własnych spraw, aktywności, zainteresowań. Różnie w różnych okresach z tej wolności korzystamy, czasem bardzo, czasem wcale, ale świadomość, że ona jest, paradoksalnie bardzo wiąże. Drugi element, nierozerwalnie związany z pierwszym, to przestrzeń, która jest tylko nasza i do której nie mają dostępu inni ludzie. Są takie obszary i sfery mojego życia, na które moja żona ma monopol. Utrata tego monopolu prawdopodobnie będzie utratą związku. Widzę też jak wiele par panicznie unika napięć, boi się wątpliwości, bólu, i kiedy dzieje się źle, to zakrzywiają rzeczywistość, że wcale nie, że to chwilowe. A później to wraca. Ciągle się z Kamilą uczymy, że niepokoje i trudne sytuacje, są częścią bycia razem. To jest bardzo uwalniające, bo kiedy rzeczywiście jest źle, to zawsze odzywa się silne, wewnętrzne przekonanie, że to chwilowe.
Bardzo dużo się modlę, żebym któregoś dnia – tak zwyczajnie – nie zwariował, nie uległ iluzji, że jest coś cenniejszego i ważniejszego niż moja rodzina. Jak zwykle zamknąłeś wszystko w idealnie skrojone zdanie, do którego nie trzeba nic dodawać. Podziękuję tylko za szczerą i dobrą rozmowę!Konrad Kruczkowski – autor bloga haloziemia.pl nagrodzonego tytułami Bloga Roku 2013, Bloga Blogerów i Bloga Roku w kategorii Publicystka, polityka i społeczeństwo. Na swoim blogu porusza kwestie społeczne: role i model ojcostwa, kwestie wykluczeń, dużo uwagi poświęca organizacjom z sektora NGO. Jako bloger jest przyjacielem i ambasadorem Stowarzyszenia WIOSNA, gdzie aktywnie wspiera Szlachetna Paczkę i Akademię Przyszłości. Jeden z autorów Onet. Aktualnie pracuje nad swoją pierwszą książką, która w 2016 roku ukaże się nakładem wydawnictwa Zielona Sowa. Zdjęcie do tekstu dzięki uprzejmości Konrad Kruczkowski. Autor zdjęcia Tomasz Paciorek.
Comment
Genialny, piękny, głęboki, refleksyjny wywiad.