Podobno najlepszymi przyjaciółmi kobiety są diamenty, jednak matka ma innych kumpli: noc i internet – to jej wierni towarzysze. Noc – wiadomo, wreszcie czas bez dzieci, zaś sieć niesie ekscytujące możliwości zakupów online.
Nie, to nie są wyznania zakamieniałej zakupoholiczki. Ale odkąd mam dzieci kupowanie przez internet stało się nie tylko pokusą ale i koniecznością. Bo to jest tak: gdy dziecko jest bardzo malutkie to nawet wyskoczenie po banalne sprawunki do supermarketu urasta do rangi wojskowej operacji. Ubrać toto (a na pewno jest zima, tu prawie zawsze jest zima przecież i trzeba będzie włożyć wijącemu się bobasowi pięć warstw śpioszków i śpiworków), dojechać (czytaj tarabanić się z wózkiem tudzież taszczyć fotelik samochodowy), wystać swoje w kolejkach (przepuszczanie matek z dziećmi? To przecież jakieś wydumane przywileje dla roszczeniowych wózkar!) i wnieść górę towaru do mieszkania. A jak mały wyjec się rozedrze w trakcie? A jak trzeba będzie przewinąć (wzięłaś pieluszki? nie? to kup jeszcze jedną paczkę!)? A jak nakarmić? Gdzie? Publicznie – zgorszenie, w toalecie – obrzydzenie, a wydzielonych miejsc dla matek karmiących brak. W tej sytuacji jedyną rozsądną alternatywą są e-zakupy. Klik-klik i po robocie. Kurier przywiezie a ty z maluchem możesz pójść na przyzwoity spacer zamiast włóczyć się między sklepowymi półkami.
Gdy w grę wchodzi poważniejszy shopping – ciuchy, buty, czy inne fanaberie – jest jeszcze gorzej. Pójście do sklepu bez dziecka to luksus i rzadka przyjemność, zazwyczaj z wyraźnym odliczaniem tykającego zegara w tle. Zaś pójście z dzieckiem to zły pomysł, bo zamiast skupić się na poważnych kwestiach (czy mój tyłek nie wygląda w tym grubo?) będziesz szukać ustronnego miejsca, by podać cyca oseskowi, albo gonić między wieszakami ruchliwego trzylatka, lub popychać przed sobą obrażoną na cały świat gimnazjalistkę. Nie, dzięki – wolę sobie od razu darować te przyjemności. Więc klik-klik, kurier przywiezie (dzieci już na dźwięk domofonu reagują radosnym “pan kuljel!”) i po robocie. A i łatwiej, wygodniej, bardziej komfortowo przeglądać wirtualne oferty, siedząc sobie spokojnie wieczorkiem na własnej kanapie. Można się wtedy zastanowić, rozważyć, porównać ceny i dokonać jakże rozsądnych, praktycznych i niewątpliwie niezbędnych zakupów. Gdyż nie wątpię ani przez chwilę, że tylko takich dokonujecie.
Oczywiście sieciowy shopping ma swoje minusy. Na młodych rodziców czyha mnóstwo pułapek i bezsensownych wydatków (nie, naprawdę dacie radę wyhodować swoje dziecko bez większości NIEZBĘDNYCH gadżetów polecanych przez sklepy internetowe z rzeczami dla maluchów), zawsze też może się okazać, że zamówione rzeczy są za duże, za małe, nie takie, jak chcieliśmy. Szczęśliwie jednak niemal zawsze można odesłać (pan kurier właściwie jest już waszym domownikiem, więc wszelkie zwroty też przyjmuje i dostarcza, gdzie należy) i kupić inne. Albo jeszcze raz się zastanowić, czy naprawdę koniecznie muszę mieć drugą parę zielonych zamszowych botków, skoro nawet nie lubię zielonego, bo mi nie pasuje do koloru oczu.
Porzucając ton krotochwilny – odkąd jestem matką nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez możliwości kupowania w sieci. Oszczędność czasu i pieniędzy (bo znacznie łatwiej trafić dobre ceny w internecie) jest kolosalna, zaś wygoda nieoceniona. No a starsze dzieci, jak się już wycwanią trochę, to po prostu będą wam podsyłać linki z listą życzeń zakupowych. I wtedy będziecie mogli wykazać się rodzicielską stanowczością i konsekwencją. Niech sami sobie zarobią/oszczędzą i kupią w internecie. Jest to w końcu dość proste.
Napisz komentarz